Skandalista przeciw reformatorom

Kraj potrzebuje politycznej stabilizacji i wzrostu gospodarczego. Wynik wyborów może to uniemożliwić

Publikacja: 22.02.2013 19:13

Silvio Berlusconi

Silvio Berlusconi

Foto: AFP

Tegoroczna recesja będzie jeszcze głębsza niż w 2012 r., a sytuacja gospodarki gorsza, niż prognozował rząd. To właśnie z kłopotami gospodarczymi przede wszystkim będzie musiał uporać się nowy gabinet wyłoniony w wyborach, które odbędą się w ten weekend.

To, kto je wygra, jest wielką niewiadomą. Włoskie prawo zabrania przeprowadzania sondaży wyborczych na mniej niż 14 dni przed wyborami. Każda krajowa gazeta, która w czasie ciszy wyborczej opublikuje wyniki sondażu, płaci karę w wysokości 250 tys. euro.

Wyniki ostatniego „legalnego" badania preferencji wyborczych z 14 lutego, przeprowadzonego przez Ipsos, wskazywały na 35,2 proc. poparcia dla Wspólnego Dobra – centrolewicowej partii Pierluigi Bersaniego, 28,3 proc. dla bloku Silvio Berlusconiego, 15,9 proc. dla Ruchu Pięciu Gwiazd lewicowego Beppe Griglio i 14,1 proc. dla ugrupowania stworzonego przez urzędującego premiera Mario Montiego. Ograniczenia nie dotyczą jednak włoskojęzycznej prasy w Szwajcarii. W ostatnią środę „Corriere del Ticino", największy włoskojęzyczny dziennik w tym kraju (40 tys. nakładu), opublikował prognozy, które dają Bersaniemu głosy 29,5 proc. wyborców, Berlusconiemu 19,5 proc., Grillo – 18,8 proc., a – tu zaskoczenie – Montiemu tylko 9 proc. Nadal jednak ponad 29 proc. uprawnionych do głosowania jest niezdecydowanych i nie wie, na kogo ostatecznie ostatecznie odda głos. Do tej pory wydawało się, że Włochami będzie rządziła wygodnie koalicja Bersaniego z Montim.

Teraz jednak taka opcja jest zagrożona, co dla gospodarki jest poważnym zagrożeniem. Potrzebuje ona przede wszystkim rozsądnych decyzji w sytuacji, kiedy zdaniem Komisji Europejskiej włoski PKB w tym roku zmniejszy się o 1 proc. (to zdecydowanie gorzej, niż KE zakładała w listopadzie 2012 r.). Jednocześnie Bruksela przewiduje wzrost bezrobocia z 11,6 proc. w tym roku do 12 proc. w 2014. W toku walki wyborczej mało jednak mówiło się o gospodarce. Koncentrowała się ona głównie wokół podatków, zwłaszcza tych, które wprowadził podczas swojej kadencji Monti, oraz abolicji, jaką obiecuje Włochom Berlusconi. Ten ostatni zapewnia przy tym, że wcale nie musi być w przyszłym rządzie premierem i że w zupełności wystarczy mu stanowisko ministra gospodarki. Były premier, słynny między innymi ze skandali obyczajowych, obiecuje nie tylko likwidację wszystkich podatków nałożonych przez Montiego, ale nawet zwrot już zapłaconych w 2012 roku. Dla budżetu byłby to koszt ok. 10 mld euro. Reakcja rynków finansowych na takie deklaracje była negatywna. Włochy są dzisiaj jednym z najbardziej zadłużonych krajów świata. Ich dług publiczny, wynoszący 1,973 bln euro, jest trzeci co do wielkości po Stanach Zjednoczonych i Japonii i odpowiada 130 proc. PKB kraju.

Przy tym system bankowy Włoch jest nadal w znacznie lepszej kondycji niż w Grecji czy Portugalii. W kraju nie było bańki na rynku nieruchomości, która uderzyła w gospodarki Hiszpanii i Irlandii. Nie zmienia to faktu, że włoska gospodarka jest jedną z dwóch (nie licząc greckiej), które zmniejszyły się od czasu wprowadzenia euro w 2000 r. Zaś tempo wzrostu PKB, przez dziewięć lat utrzymujące się w okolicy zera, po których nastąpiły dwa lata głębokiej recesji i rok potężnych cięć i oszczędności, jest średnio nieznacznie większe od odnotowanego w tym czasie w Erytrei, Zimbabwe i na Haiti. Włochy są dopiero na 42. miejscu w rankingu konkurencyjności Światowego Forum Ekonomicznego, zaś w raporcie „Doing Business" Banku Światowego, oceniającym swobody gospodarcze, znalazły się na 73. miejscu, za Rumunią, Bułgarią i Kirgistanem. W całej UE jest tylko jeden kraj, który otrzymał gorszą ocenę – Grecja. Włochy fatalnie też wypadły w raporcie Transparency International dotyczącym korupcji, gdzie wyprzedziły tylko Grecję i Bułgarię.

W tej sytuacji każde zawirowanie polityczne – jakim z pewnością byłaby niemożność stworzenia w krótkim czasie po wyborach stabilnej koalicji rządzącej bez udziału Berlusconiego – mogłoby spowodować ucieczkę inwestorów z rynków finansowych. Warto przypomnieć, że w 2011 r. ustąpił on właśnie w czasie zamieszania na rynkach. W ostatnich dniach, w miarę zbliżania się terminu wyborów, rosły koszty obsługi włoskiego zadłużenia. Oprocentowanie 10-letnich obligacji wynosiło w ostatni piątek 4,59 proc. Można śmiało powiedzieć, że wzrost kosztów obsługi włoskiego długu jest wprost proporcjonalny do rosnących szans na powrót Berlusconiego do władzy. Prawda jest taka, że Włochy potrzebują dziś więcej reform podobnych do tych, jakie przeprowadził Monti – zmniejszenie szarej strefy, deregulacja, liberalizacja rynku pracy i zmiany systemu emerytalnego oraz zmniejszenie barier utrudniających inwestowanie.

Te wszystkie działania – wyliczyli ekonomiści z Uniwersytetu Bocconi z Mediolanu – już zwiększyły włoski PKB o 0,5 pkt proc. Jednocześnie przy wsparciu Super-Mario, szefa EBC Mario Draghiego, skupującego obligacje krajów Club Med (Grecja, Włochy, Hiszpania, Portugalia), przywróciły one Włochom część utraconej wiarygodności. „W tej sytuacji, gdyby Włosi na serio wzięli się za reformy – czytamy w ocenie tego kraju dokonanej przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy – konsekwentnie przeprowadzone reformy z łatwością doprowadziłyby do dodatkowego wzrostu PKB o 5,7 proc. w ciągu pięciu lat i o 10,2 proc., gdyby trwały dekadę. Połączone z reformami systemu finansowego i kontynuacją zmian podatkowych dałyby nawet skok o 20 proc. w ciągu dziesięciolecia".

Skoro wiadomo, co jest konieczne, to dlaczego nikt tego nie robi? Odpowiedź jest prosta: Berlusconi, który rządził Włochami przez 20 lat, nigdy nie był reformami zainteresowany. Rząd Prodiego (2006–2008) był zbyt słaby, a jego kadencja zbyt krótka. Teraz jednak gospodarczy i polityczny zamęt, który może nastąpić po wyborach, zagraża tym, że Włochy w reformowaniu pozostaną w tyle, za Hiszpanią i Portugalią, o Irlandii już nie wspominając. Najlepszym wyjściem dla kraju byłaby więc koalicja z Bersanim, jako premierem i Montim na stanowisku superministra nadzorującego całą gospodarkę.

Ten ostatni już dowiódł, że znacznie lepiej mu wychodzi zarządzanie gospodarką niż kampanie polityczne. Marcella Panucci, dyrektor generalna federacji największych włoskich pracodawców Cofindustrii mówi: Najważniejsze, żeby rząd był stabilny. I żeby szybko zabrał się do kontynuacji terapii szokowej, jaką zaczął Monti. – Tylko wtedy Włochy mogą liczyć na to, że wróci wzrost gospodarczy i zwiększy się zatrudnienie. Czy czegoś się obawia? Oczywiście powrotu Berlusconiego, który ma jednak – jej zdaniem – minimalne szanse na to, by znów rządzić.

Tegoroczna recesja będzie jeszcze głębsza niż w 2012 r., a sytuacja gospodarki gorsza, niż prognozował rząd. To właśnie z kłopotami gospodarczymi przede wszystkim będzie musiał uporać się nowy gabinet wyłoniony w wyborach, które odbędą się w ten weekend.

To, kto je wygra, jest wielką niewiadomą. Włoskie prawo zabrania przeprowadzania sondaży wyborczych na mniej niż 14 dni przed wyborami. Każda krajowa gazeta, która w czasie ciszy wyborczej opublikuje wyniki sondażu, płaci karę w wysokości 250 tys. euro.

Pozostało 92% artykułu
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Świat więcej ryzykuje i zadłuża się. Rosną koszty obsługi długu