Starcie o ustawę regulującą wydatki państwa nie jest w Stanach Zjednoczonych niczym nowym. Przed początkiem każdego roku budżetowego (w USA rozpoczyna się on 1 października) Amerykanie regularnie obserwują spektakl walki o zezwolenie na przekroczenie limitu wydatków zadłużonego po uszy budżetu federalnego (obecnie dług publiczny sięga 16,7 biliona dolarów). Dotychczas zawsze w ostatniej chwili udawało się znaleźć salomonowe rozwiązanie wiecznego problemu Ameryki, ale ryzyko zerwania „liny bezpieczeństwa” jest duże.
Stawka: Obamacare
Zwłaszcza obecnie, gdy konflikt między oboma wielkimi amerykańskimi partiami politycznymi jest szczególnie ostry. U jego źródeł tkwi program objęcia opieką zdrowotną wszystkich Amerykanów zwany popularnie Obamacare. Uchwalona w marcu 2010 r. ustawa (jej oficjalna nazwa to Affordable Care Act) przewiduje m.in., że od 2014 r. wszyscy Amerykanie będą mieli obowiązek wykupienia ubezpieczenia albo zapłacą karę finansową.
Problem w tym, że wprowadzenie reformy – do której prezydent jest bardzo przywiązany i traktuje ją jako realizację własnych obietnic wyborczych – wprowadza obciążenia dla budżetu federalnego, których nie wytrzyma on bez zwiększenia limitu deficytu. Właśnie to jest tłem trwającej obecnie wojny pozycyjnej na waszyngtońskim Kapitolu.
Z jednej strony jest Senat, w którym popierający prezydenta demokraci mają większość. W piątek izba wyższa uchwaliła swoją wersję ustawy o wydatkach uwzględniającą postulaty Białego Domu. W odpowiedzi kontrolowana przez Republikanów Izba Reprezentantów, niższa izba Kongresu USA, przyjęła w nocy z soboty na niedzielę własną nadzwyczajną ustawę o wydatkach państwa. W wersji poselskiej dołączono zapis o odroczeniu o rok wejścia w życie programu reformy opieki zdrowotnej. To oczywiste zwycięstwo republikańskiej opozycji, która od początku pomysł Obamy uznaje za „socjalizm”.
Partyjne animozje
„Izba ponownie przyjęła plan, który odzwierciedla wolę Amerykanów, by utrzymać finansowanie operacji rządowych i wstrzymać ustawę prezydenta w kwestii ubezpieczeń zdrowotnych” – mówił republikański przewodniczący Izby Reprezentantów John Boehner. Nie pomogły apele prezydenta, który w ostrych słowach skrytykował nieustępliwość swoich oponentów. „Nie można spalić domu tylko dlatego, że ktoś nie może zrealizować 100 proc. swoich żądań” – mówił w piątek Obama.