Partia Pracy zareagowała na medialną kampnaie w związku z inwestycją tego funduszu w F-1 przed planowaną oferta publiczną spółki kontrowersyjnego menedżera Berniego Ecclestone'a. Krytycy funduszu twierdzą, że w ten sposób naruszył swój mandat, gdyż, jak przypominają, inwestować w prywatne firmy może pod warunkiem ich upublicznienia, zaś pierwotna oferta F-1 została odwołana.
- W świetle incydentu z F-1 widać, że obecne struktury są zbyt skomplikowane by zarządzać funduszem - twierdzi Torstein Tvedt Solberg, parlamentarzysta Partii Pracy zasiadający w komisji finansów. Jego zdaniem w związku z planowaną dalszą ekspansją funduszu trzeba rozważyć nowe sposoby jego nadzorowania.
Kontrola nad norweskim gigantem jest rozproszona. Zajmują się tym różne departamenty w strukturach rządowych i banku centralnym. Pieczę nad funduszem sprawuje Ministerstwo Finansów, a zarządza nim bank centralny. Jego siedmioosobowy zarząd powoływany przez rząd pomaga nadzorować fundusz, zaś z kolei sam bank centralny nadzoruje 15 - osobowa rada powoływana przez parlament.
Tvedt Solberg argumentuje, że złożona struktura nadzoru sprawia, że rządowi, czy też parlamentowi trudno jest uzyskać odpowiedzi na pytania adresowane do Yngve Slyngstada, prezesa funduszu. Solberg zwraca uwagę, że tylko Ministerstwo Finansów może zaprosić kogoś z Norges Bank (bank centralny) do parlamentu, ale droga służbowa wiedzie też przez gabinet prezesa banku centralnego Oeysteina Olsena, który nadzoruje Norges Bank Investment Management, firmę zarządzającą funduszem.
Zdaniem Solberga inwestycja w F-1 pokazuje, że wraz z zaangażowaniem w private equity pojawia się problem przejrzystości z uwagi na umowy o poufności. - Fundusz jest dla obywateli Norwegii, dlatego powinniśmy wiedzieć co tam się dzieje - oświadczył.