Zjednoczenie Niemiec kosztowało do tej pory niemal 2 biliony euro – taka liczba pojawiła się ostatnio w niemieckich mediach, wywołując pewną konsternację.
– Nie rozumiem dlaczego, w końcu nie było to żadną tajemnicą. Zsumowałem jedynie wartość wszystkich transferów, jakie przepłynęły z zachodu na wschód zjednoczonego kraju od 1990 roku – tłumaczy „Rz" prof. Klaus Schroeder z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie. To właśnie jego wypowiedź w „Die Welt" wywołała obecną dyskusję.
Koszty bez znaczenia
– Z naszych obliczeń wynika, że suma transferów wyniosła 1,6 bln euro, co i tak jest wielkością astronomiczną. Nie chodzi jednak o jej wysokość, lecz o to, jaki jest ogólny bilans zjednoczenia – mówi „Rz" prof. Joachim Ragnitz z prestiżowego instytutu gospodarczego IFO. Nikt nie krytykuje dzisiaj decyzji o odbudowie wschodu Niemiec po zjednoczeniu, i to bez względu na koszty, mimo że dla wielu ekspertów nie ulega wątpliwości, że ogromne pieniądze można by wydatkować znacznie bardziej efektywnie.
Bo suma jest naprawdę imponująca i jest równa całości obecnego zadłużenia Niemiec. To mniej więcej tyle, ile wyn sił sumaryczny budżet Unii Europejskiej przez ostatnie 20 lat, z którego, pamiętajmy, Polska uzyskała ok. 70 mld euro.
A więc 38-milionowa Polska otrzymała wsparcie zewnętrzne 30-krotnie mniejsze niż ponad dwa razy mniej liczebne wschodnie Niemcy. Mimo to osiągnięcia Polski są proporcjonalnie niewiarygodnie bardziej imponujące niż pięciu tzw. nowych landów RFN. O ile w 2011 roku Drezno i Lipsk uchodzące za wzorcowe przykłady sukcesu niemieckiej transformacji miały PKB na mieszkańca w wysokości odpowiednio 22,4 i 23,7 tys. euro, o tyle województwo mazowieckie mogło się pochwalić liczbą 26,7 tys. Nawet różnica pomiędzy Meklemburgią (21,1 tys. euro) a województwem zachodniopomorskim (13,8 tys.) nie odzwierciedla przepaści w osiągnięciach obu regionów. Na korzyść województwa.