Na pierwszy ogień idzie majątek Ihora Kołomojskiego, właściciela Privatbanku – największego prywatnego banku na Ukrainie. Przejęcie i nacjonalizację krymskiego oddziału władze tłumaczą chęcią wypłaty rekompensat klientom tego banku. Obiecują, że zwrot kwot do 700 tys. rubli dostaną wszyscy, którzy trzymali w banku pieniądze.
Klienci VIP otrzymają też pełen zwrot – często idących w miliony dolarów – lokat. Skąd na to środki? Parlament krymski, który mienie Kołomojskiego nacjonalizował, skierował je na przetargi.
– Obiecaliśmy mieszkańcom Krymu, że wszystkie zobowiązania banku wobec klientów uregulujemy – cytuje Siergieja Aksenowa, szefa republiki, rosyjska gazeta „Kommiersant".
Nie byłoby kłopotu, gdyby nie rosyjska aneksja Krymu, w wyniku której Bank Rosji odebrał licencje działającym na terenie półwyspu bankom ukraińskim. W oddziałach Privatbanku mieszkańcy trzymali 6,23 mld hrywien, czyli 35 proc. wszystkich bankowych lokat na półwyspie. Nie wiadomo więc, czy sprzedane na przetargach mienie wystarczy do pokrycia wszystkich roszczeń 40 tysięcy krymskich klientów.
Rosjanie winą za sytuację obarczają Kołomojskiego – gubernatora Dniepropietrowska w rządzie Arsenija Jaceniuka. Wytykają mu, że bank przerwał działalność na Krymie w marcu (trwały walki) i odmówił rosyjskiemu Funduszowi dostępu do danych klientów. Dlatego – jak tłumaczą – do dziś 30 tys. klientów Kołomojskiego nie dostało swoich pieniędzy. Władze w Moskwie nałożyły areszt na nieruchomości oligarchy w stolicy Rosji. Między innymi na biurowiec w centrum.