Według rządowych planów FRD miał ten rok zacząć z ponad 18,6 mld zł na koncie. W rzeczywistości było to o osiemset milionów mniej – 17,6 mld zł. Nie ma szans by w tym roku udało się zebrać 3,6 mld zł, tak by sprawdziły się szacunki przyjęte w budżecie i by na koniec roku w FRD było – zgodnie z planem finansowym – ponad 21,5 mld zł.
A nawet gdyby to się udało, to przy ponad 10 mld zł przeciętnie wydawanych na emerytury wypłacane przez ZUS, rezerwa wystarczyła by na 6 – 8 tygodni.
FRD ma pecha od samego początku, od kiedy go wymyślono przy reformie emerytalnej w 1999 roku. Nigdy nie wypełniono pierwotnych zamierzeń, czyli zasilania go 1 proc. składką emerytalną i wpływami z prywatyzacji wynoszącymi 0,25 proc. PKB. Zaczęto odkładać pieniądze w 2002 roku i to z niską składką 0,1 proc. Rosła w tempie 0,5 proc. do 2008 roku i od tego czasu wynosi 0,35 proc. Od 2008 roku Fundusz zaczął tez dostawać pieniądze z prywatyzacji. Ale prawie natychmiast po tym jak wprowadzono przepis, że na rezerwę emerytalną ma wpływać 40 proc. pieniędzy z prywatyzacji, zaordynowano, że FRD może dawać pożyczki FUS, a nawet więcej – może być użyty do zmniejszenia niedoborów w FUS.
I tak od 2010 roku z FRD poszło na wypłatę emerytur prawie 19,4 mld zł. Z prywatyzacji zaś fundusz otrzymał 23 mld zł.
Tylko w zeszłym roku rezerwa demograficzna przekazała FUS 2,5 mld zł. Zaś otrzymała z pieniędzy prywatyzacyjnych 1,4 mld zł.