W piątek rentowności 10-letnich obligacji USA ponownie – choć tym razem chwilowo – poprawiły 16-letni szczyt, po tym jak z amerykańskiego rynku pracy napłynęły kolejne zaskakująco dobre dane. Rentowności zbliżyły się na zaledwie 11 punktów bazowych do bariery 5 proc., jednak już w poniedziałek, po zamachach Hamasu w Izraelu znów nie przekraczały 4,75 proc. Nie zmienia to faktu, że już od maja trwa nowa fala odwrotu inwestorów od amerykańskich skarbówek, napędzana kolejnymi sygnałami, że na przekór zaostrzaniu polityki przez Fed gospodarka USA utrzymuje się na ścieżce wzrostowej.
– Świat – zwłaszcza Europa i Chiny – nie radzi sobie już tak dobrze jak USA. Pytanie, czy Fed bierze pod uwagę to, jak jego polityka oddziałuje na inne gospodarki – zastanawia się specjalista.
W USA mamy do czynienia z najwyższymi od kilkunastu lat realnymi stopami, a po okresie odwrócenia krzywa rentowności na tamtejszym rynku szybko wraca do normalnego kształtu, co tradycyjnie uważa się za wyjątkowo wiarygodny sygnał zbliżania się recesji. Tymczasem przywiązywanie przez inwestorów nadmiernej uwagi do wskaźników rynku pracy może prowadzić na manowce, bo są one wskaźnikami opóźnionymi.
Dobre nastroje
Zdaniem Michała Wiernickiego, zarządzającego Investors TFI, inwestorzy coraz bardziej obstawiają, że naturalna stopa dla gospodarki przynajmniej w krótkim terminie jest wyższa niż przed pandemią. Do tego dochodzi sytuacja popytowo-podażowa. Aby finansować wysokie deficyty, administracja zwiększa emisje obligacji, i to dokładnie w momencie, kiedy Fed zmniejsza ilość obligacji w swoim portfelu.