Co do tego, jak będzie dalej, analitycy są podzieleni. Jedni sądzą, że cena zatrzyma się na 1300 dol., by potem spaść nawet do 1000 dol., ale nie mniej. Inni zapewniają, że i 2500 dol. za uncję jest możliwe.

Zwolennicy teorii zrównoważonego popytu na złoto uważają, że dolar już nie będzie słabł, a ożywienie na światowych rykach przyniesie wzrost popytu na nadal tanie akcje. Więc złoto najlepsze czasy ma już za sobą. Ich krytycy wskazują, że złoto, chociaż w tym roku dało zarobić mniej niż np. inwestycje w metale przemysłowe czy nawet w ropę, to i tak zyskało wobec wszystkich walut. Przypominają, że popyt będzie rósł w Indiach, oraz w Chinach, gdzie rząd namawia obywateli do kupowania nie tylko sztabek i monet, ale i biżuterii.

[wyimek]18 proc. światowych rezerw złota zgromadziły banki centralne[/wyimek]

Chętnych na kupno złota nie będzie brakowało i na Bliskim Wschodzie, który wciąż zarabia na ropie. Swoje rezerwy będzie zwiększała również Rosja. Wiele zależy także od tego, jak będą zachowywały się banki centralne. W 2009 r. kupiły 429 ton tego kruszcu (200 ton nabył od Międzynarodowego Funduszu Walutowego Bank Indii). Fundusz chce w tym roku pozbyć się ponad 170 ton. – Trochę już późno, aby budować majątek ze złota – mówi “Rz” prof. Peter Morici z Uniwersytetu Maryland. Jego zdaniem ten metal jednak podrożeje, bo nadal nastroje na rynkach będą słabe, a zaufanie do gospodarki USA długo nie powróci.

– Złoto pozostaje dzisiaj najlepszą kotwicą finansowego ubezpieczenia. Sytuacja światowej gospodarki jest nadal niepewna – mówił tuż przed Bożym Narodzeniem prezes banku centralnego Sri Lanki Nivard Caabral. Kilka dni wcześniej kupił od MFW 10 ton złota.