Na te słowa inwestorzy czekali od miesięcy: Unia nie zostawi Grecji samej. – Jeśli zajdzie taka potrzeba, państwa strefy euro podejmą zdecydowaną i skoordynowaną akcję. By zagwarantować stabilność finansową całej strefy euro – oświadczył wczoraj w Brukseli Herman Van Rompuy, przewodniczący Rady Europejskiej. – Rozmawialiśmy o Grecji i tylko o Grecji.
Belg zaprosił na nieformalny szczyt 27 przywódców Unii. Wcześniej w mniejszym gronie spotkali się ci, którzy faktycznie mogą pomóc: Niemcy i Francja. Angela Merkel i Nicolas Sarkozy w środę uzgodnili, że obiecają wsparcie, a wczoraj potwierdzili je w rozmowie z premierem Grecji Jeorjosem Papandreou, szefem Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichetem i szefem Komisji Europejskiej Jose Barroso. Potem obietnicę tę wsparli politycznie wszyscy przywódcy. Choć nikt się nie spodziewa, że w razie kryzysu na ratunek Grecji ruszy Polska, czy kraje bałtyckie.
– Dość precyzyjnie wymieniono kraje: to strefa euro. Nie ma szczególnych oczekiwań wobec Polski. To czyni naszą sytuację łatwiejszą – ocenił premier Donald Tusk. Dodał, że Polska może poprzeć euroobligacje m.in. dla Grecji, jeśli będą one wspólne dla całej Unii, a nie tylko dla strefy euro.
Na razie nie ma mowy o konkretnych kwotach, ani formach pomocy, bo też Grecja o taką nie poprosiła. Chodzi o zapowiedź wsparcia, która ma powstrzymać ataki spekulacyjne na euro. W zamian Ateny muszą jednak obniżyć deficyt budżetowy już o 4 pkt proc. w tym roku (z 12,7 proc. PKB) i wprowadzić liczne reformy.
– Są zasady i muszą być respektowane – oświadczyła Merkel. Bo lekkomyślna polityka gospodarcza jednego państwa strefy euro uruchamia lawinę spekulacji, której ofiarami stają się inni. Przywódcy postanowili też poprosić MFW, wyspecjalizowany w ratowaniu bankrutujących krajów, o konsultacje. Obietnica przywódców nie dotyczy bezwarunkowego poparcia dla wszystkich zadłużonych ponad miarę.