W powojennej historii USA tylko raz doszło do tzw. podwójnej recesji, czyli długotrwałej dekoniunktury przedzielonej krótkotrwałym, iluzorycznym ożywieniem gospodarczym. Wystąpiła ona na początku lat 80., gdy Rezerwa Federalna pod przewodnictwem Paula Volckera walczyła z dwucyfrową inflacją, spowodowaną gwałtownym wzrostem cen ropy pod koniec wcześniejszej dekady.
Tamte wydarzenia długo stanowiły najlepsze studium tego, jak szoki surowcowe wpływają na ogólną dynamikę cen. Sugerowały też, że z taką „podażową" inflacją banki centralne mogą walczyć tradycyjnymi metodami, tzn. podnosząc stopy procentowe. Jednak przez trzy dekady, które minęły od tamtego czasu, poglądy ekonomistów na tę kwestię ewoluowały.
Inne czasy
W telegraficznym skrócie: w 1979 r., głównie w związku z rewolucją irańską, ropa naftowa podrożała ponaddwukrotnie. W efekcie inflacja w USA skoczyła z już wtedy wysokiego poziomu około 9 proc. do niemal 15 proc. Aby ją stłumić Volcker, który stery Fedu objął w sierpniu 1979 r., zaordynował bezprecedensowe podwyżki stóp procentowych. W ciągu kilku miesięcy główna stopa w USA wzrosła z blisko 12 proc. do 20 proc. Ceną tej restrykcyjnej polityki pieniężnej okazała się recesja, ale gdy tylko koniunktura zaczęła się poprawiać, Fed ponownie podwyższył główną stopę procentową do 20 proc. Doprowadziło to do nawrotu recesji, ale też skutecznie stłumiło inflację.
W ostatnich latach – mimo silnych wzrostów cen ropy – zachodnie banki centralne postępowały zupełnie inaczej niż Fed trzy dekady temu. Od początku 2007 r. do lata 2008 r. baryłka ropy naftowej podrożała z ok. 60 dol. do 145 dol. Gwałtownie zwyżkowały też ceny innych surowców. Mimo to Fed w 2007 r. nie tylko nie zaostrzył polityki pieniężnej, ale jesienią zaczął ją w związku z kryzysem finansowym gwałtownie łagodzić, choć inflacja systematycznie rosła.
145 dolarów za baryłkę ropy typu Brent to rekord ceny tego surowca odnotowany latem 2008 roku