Od listopada 2008 r., gdy amerykańska Rezerwa Federalna rozpoczęła pierwszą rundę tzw. ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (QE), złoto podrożało o 135 proc. Analitycy jednoznacznie interpretują to jako przejaw obaw inwestorów, że program grozi znaczącym wzrostem inflacji. Złoto uchodzi bowiem za formę pieniądza, która utrzyma w takim wypadku realną wartość. Ale takim obawom przeczą np. doświadczenia Japonii, gdzie eksperyment z QE zaczął się już w 2001 r. i z przerwami trwa do dziś, a wciąż większym zagrożeniem jest deflacja niż inflacja. Nietrudno zrozumieć, dlaczego program QE, który oprócz Fedu i Banku Japonii w ostatnich latach stosował też Bank Anglii (BoE), wydaje się inflacjogenny. Powszechnie przedstawia się go jako druk pieniędzy, za które bank centralny skupuje rozmaite aktywa. To teoretycznie zwiększa podaż pieniądza, co przy niezmienionej ilości dóbr i usług do kupienia powinno poskutkować wzrostem ich cen.
Ale taki opis QE to duże uproszczenie. – Wbrew powszechnemu przekonaniu Fed w ramach QE nie drukuje żadnych pieniędzy. W zamian za aktywa, które skupuje od banków, otrzymują one rezerwy nadobowiązkowe zapisane na rachunkach w Fed – tłumaczył niedawno „Rz" Steven Major, główny strateg rynku długu w banku HSBC.
Jeśli, jak w Wielkiej Brytanii, bank skupuje aktywa też np. od funduszy inwestycyjnych i ubezpieczycieli, reinwestują one przychody w inne aktywa lub lokują je na depozytach. To, czy QE zwiększy ilość pieniądza w obiegu i inflację, zależy więc głównie od tego, jaki użytek ze swoich nadobowiązkowych rezerw zrobią banki. Decydując się na ilościowe łagodzenie polityki pieniężnej, banki centralne mają nadzieję, że dodatkowe rezerwy pójdą głównie na akcję kredytową, pobudzając koniunkturę. Na dłuższą metę może to wprawdzie podbić inflację, ale raczej nie gwałtownie.
To dlatego, że w krajach, w których QE jest prowadzony, trwa proces oddłużania się gospodarstw domowych i firm. To oznacza, że te nadmiernie zadłużone spłacają swoje długi i nie są skłonne do zaciągania nowych. Poza tym to, że część kredytobiorców nie jest w stanie spłacić kredytów, a banki nie są w stanie odzyskać całej wartości udzielonych pożyczek, oddziałuje w kierunku zmniejszenia podaży kredytu w gospodarce.
To jednak nie rozwiewa wszystkich kontrowersji. Zamiast na kredyty pieniądze za sprzedane bankom centralnym aktywa instytucje finansowe mogą bowiem wykorzystać na zakup innych, podbijając ich ceny. BoE otwarcie przyznaje, że to główny cel QE na Wyspach. Mechanizm ten może bowiem sprawić, że inwestorzy i oszczędzający poczują się bogatsi i zaczną więcej wydawać, pomagając gospodarce. Ale krytycy QE wskazują, że wśród drożejących aktywów są też surowce, co nasila inflację. Wśród ekonomistów nie ma jednak zgody co do tego, czy rzeczywiście pieniądze z QE przepływają bezpośrednio na rynek surowców. Niektórzy wskazują np., że banki – z powodów regulacyjnych – muszą obecnie inwestować w płynne aktywa wysokiej jakości.