Bo istotnym czynnikiem kierującym poczynaniami inwestorów w krótkim okresie jest psychologia. Z paniką czy psychozą dyskutować się nie da. Żadne argumenty nie przekonają tych, którzy boją się utraty swoich oszczędności. Nawet to, że strata pojawia się wtedy, kiedy sprzedamy.Od początku kryzysu na rynku pożyczek hipotecznych podwyższonego ryzyka w USA świat inaczej podchodzi do oceny ryzyka. A tak dokładnie nie jest pewien, czy to, co jest uznawane za bezpieczne, rzeczywiście takie jest.
Papiery finansujące fundusze specjalizujące się w pożyczkach hipotecznych wysokiego ryzyka przez lata były towarem poszukiwanym. W efekcie ich ceny wzrosły do niebotycznych poziomów. Dopiero problemy finansowe i wreszcie upadki poszczególnych funduszy oczyściły sytuację i sprowadziły nas na ziemię. Tyle tylko, że była to lekcja bolesna, bo straty niektórych instytucji finansowych inwestujących na tym rynku sięgnęły dziesiątek miliardów dolarów.
Od tamtej pory świat z niepokojem podchodzi do wszystkiego, co tylko potencjalnie stanowi zagrożenie. Szybko się okazało, że problemy pojawiają się także np. na rynku tzw. transakcji lewarowanych. Na szczęście nie ma tu mowy o takiej skali jak na rynku pożyczek hipotecznych.
Awersja do ryzyka, a właściwie brak zaufania do oceny ryzyka, króluje. I to dlatego złe informacje o gospodarce USA bardziej dotknęły rynków rozwijających się, czyli bardziej ryzykownych. Za największą część spadku na polskiej giełdzie nie odpowiadają inwestorzy zagraniczni, ale spanikowani klienci funduszy inwestycyjnych.
Oczywiście psychologia króluje w krótkim okresie. Ale w tym krótkim okresie może narobić sporo zamieszania, także w kontekście zniechęcenia do inwestowania. Bo niestety, tak przynajmniej doświadczenie uczy, największymi przegranymi będą ci, którzy wpadli w panikę.