Wczoraj przedstawiciele rządu po raz kolejny musieli się tłumaczyć z cięć na liście projektów kluczowych. Te inwestycje które zostały na liście, mają – po spełnieniu warunków – zagwarantowane dotacje z funduszy UE, te, które wypadły – będą musiały ubiegać się o dofinansowanie w konkursach. Wczoraj o wyjaśnienia poprosili posłowie.
Minister środowiska Maciej Nowicki oraz wiceminister rozwoju regionalnego Janusz Mikuła podkreślali, że lista sporządzona przez poprzedni rząd była iluzją. Z prostego powodu – na listę projektów związanych z ochroną środowisk wpisano prawie 400 projektów, a pieniędzy z UE było trzy razy mniej.
– Zrobiono olbrzymią krzywdę samorządom, można powiedzieć, że je oszukano. Otwarto szeroko listy, choć było wiadomo, że brakuje pieniędzy – wspierała ministrów posłanka PO Elżbieta Łukacijewska. – Dlatego pytam ówczesnego ministra środowiska Jana Szyszkę, dlaczego jeździł po Polsce i mówił samorządom, że dotacje dostaną nawet ci z listy rezerwowej? To była nieczysta gra – wytykała posłanka.
Pretensje do poprzedniego rządu wyrażał też poseł Arkadiusz Litwiński (PO). – Dlaczego rząd PiS opublikował listę zanim ostatecznie ustalono szczegółowe kryteria, jakie muszą spełniać inwestycje ubiegające się o dotacje z UE? Czy to nie jest złamanie przepisów – pytał.
Posłowie opozycji zgodzili się, że weryfikacja listy projektów kluczowych była konieczna, ale dopytywali się o prawdziwe kryteria cięć. Zdaniem reprezentantów rządu zostały tam tylko duże, dobrze przygotowane inwestycje oraz takie, które spełniały normy ekologiczne. To jednak nie przekonało ani części posłów, ani zaproszonych przedstawicieli samorządów. – Minister Mikuła wyjaśnił nam, że projekt zakładu unieszkodliwiania odpadów w Kielcach został wykluczony ze względu na zastosowanie niezgodnej z wytycznymi UE technologii – mówił poseł LiD Henryk Milcarz. – Ale dlaczego jeszcze kilka miesięcy temu resort środowiska uznawał ten projekt za bardzo dobry? – dziwił się Milcarz. Posłowie wymieniali przykłady innych projektów, ich zdaniem dobrze przygotowanych, które miały już nawet podpisane wstępne umowy na dofinansowanie z instytucjami rządowymi, a mimo to zostały z listy usunięte. – Najgorsze jest to, że te inwestycje to część większego planu. Na pierwszy etap jego realizacji samorządy wydały już unijne środki. Jeśli ich nie zakończą i nie osiągną zamierzonego celu ekologicznego, Komisja Europejska może zażądać zwrotu tych pieniędzy – podkreślał Andrzej Pały (PSL).