W grudniu deficyt na rachunku obrotów bieżących był najwyższy, od kiedy Polska posiada płynny kurs waluty – czyli 2000 r. Wyniósł aż 1,9 mld euro, dwukrotnie więcej niż w podobnym miesiącu 2006 r. Na szczęście rynek nie przestraszył się tej informacji – kurs złotego w ogóle na nią nie zareagował.
– Widać jednak, że deficyt systematycznie rośnie – podkreśla ekonomistka BPH Maja Goettig. W całym 2007 r. deficyt sięgnął 11,3 mld euro i był niemal o 30 proc. wyższy niż rok wcześniej. Z prognoz „Rz” i „Parkietu”, zbieranych w ramach konkursu analityków, wynika, że w tym roku może nieznacznie przekroczyć 16 mld euro, czyli sięgnie ok. 5 proc. PKB (w 2007 r. było to ok. 4 proc.).
Rachunek obrotów bieżących to jeden z najbardziej istotnych wskaźników pokazujących stan gospodarki. Informuje on, ile pieniędzy napływa i odpływa z kraju z tytułu handlu zagranicznego, dochodów inwestorów zagranicznych oraz transferów bieżących (np. przelewów od emigrantów).
W krajach rozwijających się, takich jak Polska, naturalne jest występowanie deficytu na tym rachunku, czyli odpływu pieniędzy. Jest on finansowany przez napływ inwestycji zagranicznych.
– Tak naprawdę wielkość deficytu na rachunku bieżącym pokazuje właśnie zapotrzebowanie na kapitał zagraniczny. Ponieważ Polska bardzo szybko się rozwija, więc ono rośnie – tłumaczy główny ekonomista PKO BP Łukasz Tarnawa. Dodaje, że przyrost deficytu do poziomu 5 proc. PKB byłby niebezpieczny, gdyby był on finansowany przez kapitał portfelowy, który w każdej chwili mógłby się wycofać z kraju i osłabić złotego. Na szczęście deficyt jest pokrywany w całości przez napływ inwestycji bezpośrednich (np. inwestorów budujących fabryki), a w ich przypadku nie ma groźby nagłej ucieczki i niespodziewanego osłabienia waluty.