Bank centralny nie wyklucza, że przed końcem roku może być jeszcze zmuszony do wsparcia kursu rosyjskiej waluty. – W Rosji ryzyko polityczne nadal rośnie i pieniądze wypływają za granicę, w efekcie rozchwianie kursu stało się jeszcze silniejsze, niż prognozowano. Bank centralny nie chce dopuścić do sytuacji ekstremalnych – powiedział Władimir Ossakowski z moskiewskiego oddziału banku UniCredit.
Ten rok będzie dla Rosji wyjątkowy – odpływ zagranicznego kapitału może mieć wartość nawet ponad 80 mld dolarów. Przyczyniły się do tego obawy związane z wyborami prezydenckimi, kłopoty brytyjsko-rosyjskiego joint venture paliwowego TNK-BP, bezprecedensowy atak Władimira Putina na rosyjską firmę Mechel, spory gazowe z Ukrainą, ale przede wszystkim wojna z Gruzją. Z tego powodu w sierpniu uciekły z Rosji ponad 24 mld dolarów, w ostatnim tygodniu ponad 4,8 mld. Nie bez znaczenia jest również spadek cen surowców, których wydobycie stanowi główny składnik produktu krajowego brutto w tym kraju. Rosyjskie władze niepokoi zwłaszcza spadek cen ropy naftowej – ze 147 dolarów w lipcu do nieco ponad 100 za baryłkę obecnie. Notowania ropy raczej nie przekroczą już 150 dolarów, bo świat podczas spowolnienia gospodarczego potrzebuje mniej energii niż w czasach prosperity.
Zdaniem ekonomistów jednak gotowość banku do obrony rubla znacznie uspokoiła rynek. – Nikt nie jest tak silny, aby grać z bankiem centralnym, który ma w swoim skarbcu ponad bilion dolarów w rezerwach – tłumaczył ekonomista UniCredit.
Władze rosyjskie jednak udają, że nie ma żadnego problemu. W tym samym czasie, kiedy wiceprezes Banku Rosji Siergiej Ignatiew podawał wysokość kapitału, który opuścił Rosję, premier Władimir Putin zapewniał, że bilans tego roku dla rosyjskiego rynku będzie pozytywny i wyniesie nie mniej niż 30, a być może nawet 40 mld dolarów nadwyżki.
– Dla Rosji kapitał zagraniczny nie jest żadnym priorytetem – dodał Władimir Putin.