Euro dopiero w 2014 roku?

W 2008 r. nie spełnialiśmy trzech z pięciu kryteriów z Maastricht. Na koniec tego roku tylko jedno z nich może odpowiadać wymogom strefy euro

Aktualizacja: 23.03.2009 04:27 Publikacja: 23.03.2009 01:03

Euro dopiero w 2014 roku?

Foto: AFP

Kryteria określone w Maastricht jako konieczne do przyjęcia euro raczej nie zostaną uelastycznione. – Jest wręcz odwrotnie. Komisja Europejska może je jeszcze bardziej usztywnić. Dlatego spodziewam się, że znów zaczniemy je spełniać w 2012 – 2013 r., a to oznacza, że o euro możemy myśleć najwcześniej w 2014 r. – mówi Krzysztof Rybiński, partner w Ernst & Young i były wiceprezes Narodowego Banku Polskiego.

Aby wejść do unii walutowej, trzeba utrzymywać deficyt finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB, a dług publiczny poniżej 60 proc. PKB. Poza tym inflacja nie może przekraczać o więcej niż 1,5 pkt proc. średniego wskaźnika inflacji z trzech krajów Unii Europejskiej o najbardziej stabilnych cenach, podobnie długoterminowa stopa procentowa nie może być wyższa o więcej niż 2 pkt proc. od średniej w tych samych krajach. Poza tym należy jeszcze dostosować prawo do wymogów unijnych, czyli w naszym przypadku chociażby zmienić konstytucję.

Zdaniem resortu finansów na koniec ubiegłego roku tylko kryterium fiskalne i długoterminowej stopy procentowej było zgodne z wymogami stawianymi przed krajem aspirującym do strefy euro.

Ekonomiści są zgodni, że przynajmniej jednego z nich – deficytu sektora finansów publicznych – w tym roku już się nie uda utrzymać. – Minister finansów Jacek Rostowski jest zdeterminowany, aby utrzymać deficyt w ryzach, ale w obecnej rzeczywistości może się to okazać trudne – twierdzi Piotr Kalisz, główny ekonomista Citi Handlowego. – Cięcia wydatków przeprowadzone w styczniu pokazały, że rząd jest już blisko ściany, jeśli chodzi o możliwości dalszego ich ograniczania. Natomiast groźba spowolnienia gospodarki poniżej 1,7 proc., co w pesymistycznej wersji założyło Ministerstwo Finansów, jest ogromna. Tak więc podniesienie deficytu budżetowego wydaje się nieuniknione.

Rząd zaplanował budżet na 2009 r. przy założeniu, że wzrost gospodarczy wyniesie 3,7 proc., a potem nie wykluczył spowolnienia do 1,7 proc. i ograniczył wydatki o 19,2 mld zł. Jednocześnie zastrzegł, że utrzyma deficyt budżetowy na poziomie 18,2 mld zł, a deficyt finansów publicznych na poziomie 2,5 proc. PKB. Komisja Europejska nie bardzo wierzy w te zapewnienia i szacuje, że ten ostatni sięgnie w tym roku 3,6 proc. PKB.

Zdaniem Krzysztofa Rybińskiego wzrost deficytu finansów publicznych jest nie do uniknięcia. – Rząd za wszelką cenę powinien utrzymywać wysoki wzrost gospodarczy. Jeżeli uda się to pogodzić z trzymaniem deficytu w ryzach, to bardzo dobrze, ale jeśli globalny wzrost tak bardzo spowolni, że te cele okażą się sprzeczne, trzeba postawić na podtrzymywanie polskiej gospodarki – uważa specjalista.

W jego ocenie głęboka recesja na świecie i znaczne spowolnienie w Polsce spowodują spadek dochodów budżetu o 25 – 30 mld zł w stosunku do tego, co zaplanował rząd.

Deficyt finansów publicznych będzie musiał więc wzrosnąć. Piotr Kalisz przewiduje, że sięgnie on 3,3 proc. PKB z ryzykiem wzrostu do 3,5 proc. PKB. Wierzy za to, że może uda się obniżyć inflację i spełnić kryterium inflacyjne. – Jeszcze przez najbliższe dwa – trzy miesiące możemy obserwować jej wzrost, ale potem spadnie ona poniżej celu inflacyjnego, czyli 2,5 proc. – wyjaśnia ekonomista. – Jeśli ceny będą spadały też w Unii Europejskiej, to jest bardzo prawdopodobne, że to kryterium spełnimy.

Przy obecnych podziałach na scenie politycznej nie ma natomiast szans na zmianę konstytucji do momentu planowanego przez rząd wejścia Polski do mechanizmu ERM2 poprzedzającego przyjęcie euro. Rząd planował, że złoty może się znaleźć w ERM2 w połowie roku, pod warunkiem że sytuacja na rynkach finansowych się uspokoi.

–Tak naprawdę wszystko da się zrobić, ale trzeba wziąć pod uwagę koszty polityczne i ekonomiczne – uważa Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING. – To jeszcze nie jest ten czas, kiedy musimy spełniać kryteria z Maastricht, tak więc utrzymywanie na siłę niskiego deficytu w obecnej sytuacji rynkowej jest bez sensu – podsumowuje.

[ramka][b]3,6 proc. PKB[/b]

wyniesie w tym roku deficyt finansów publicznych w Polsce – zdaniem Komisji Europejskiej [/ramka]

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autorki

[mail=e.glapiak@rp.pl]e.glapiak@rp.pl[/mail][/i]

Kryteria określone w Maastricht jako konieczne do przyjęcia euro raczej nie zostaną uelastycznione. – Jest wręcz odwrotnie. Komisja Europejska może je jeszcze bardziej usztywnić. Dlatego spodziewam się, że znów zaczniemy je spełniać w 2012 – 2013 r., a to oznacza, że o euro możemy myśleć najwcześniej w 2014 r. – mówi Krzysztof Rybiński, partner w Ernst & Young i były wiceprezes Narodowego Banku Polskiego.

Aby wejść do unii walutowej, trzeba utrzymywać deficyt finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB, a dług publiczny poniżej 60 proc. PKB. Poza tym inflacja nie może przekraczać o więcej niż 1,5 pkt proc. średniego wskaźnika inflacji z trzech krajów Unii Europejskiej o najbardziej stabilnych cenach, podobnie długoterminowa stopa procentowa nie może być wyższa o więcej niż 2 pkt proc. od średniej w tych samych krajach. Poza tym należy jeszcze dostosować prawo do wymogów unijnych, czyli w naszym przypadku chociażby zmienić konstytucję.

Finanse
Warren Buffett przejdzie na emeryturę. Ma go zastąpić Greg Abel
Finanse
Berkshire ze spadkiem zysków, rośnie za to góra gotówki
Finanse
Polacy niespecjalnie zadowoleni ze swojej sytuacji finansowej
Finanse
Norweski fundusz emerytalny z miliardową stratą
Finanse
TFI na zakupach, OFE wyprzedają polskie akcje
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem