Gdy się okazało, że tempo wzrostu wyniosło 0,8 proc. (gorzej od oczekiwań), indeksy na warszawskiej giełdzie ruszyły w górę. Widać giełdowych graczy ucieszył fakt, że przed cyfrą nie pojawił się znak minus, jak ma to miejsce w innych krajach. Czy jednak jest to wystarczający powód do radości? Część analityków twierdzi, że niekoniecznie.

Może się bowiem okazać, że najgorsze wciąż jeszcze jest przed nami, choć nieśmiało prognozowano, iż I kwartał był najgorszy. Co zatem może nas czekać w kolejnych dniach? Wydaje się, że inwestorzy znów będą się posiłkować tym, co wydarzy się na parkietach zagranicznych. Na giełdzie wciąż dominować będą krajowe fundusze i najaktywniejsi inwestorzy indywidualni. Znów będziemy świadkami obrony kluczowych z punktu widzenia psychologii poziomów, które w minionym tygodniu były już bardzo rozpaczliwe.

Pewne pozytywne sygnały mogące sugerować, że przed nami jest kolejny tydzień konsolidacji, płyną od przedstawicieli funduszy inwestycyjnych. Część z nich zwraca uwagę, że podaż ze strony klientów nadal słabnie (to akurat widać na giełdzie), a w maju pierwszy raz od kilkunastu miesięcy saldo wpłat i umorzeń może być dodatnie (to jeszcze za mało, by pchnąć giełdę wyraźnie w górę). Koniec piątkowej sesji, a zwłaszcza bardzo wysoki poziom obrotów, wskazuje, że na rynku znów będzie nerwowo.

Warto zwrócić uwagę, że tak pożądany kapitał zagraniczny wciąż omija warszawski parkiet. W maju powędrował do Rosji, Turcji i na Węgry, gdzie wyceny akcji są niższe niż u nas.