Fala powodziowa nie zatopi budżetu

Dziesiątki miliardów złotych będzie musiał wydać rząd na ochronę przeciwpowodziową. Premier Donald Tusk wizytując podtopione tereny obiecał pomoc dla poszkodowanych i lepsze zabezpieczenie tych terenów w przyszłości

Aktualizacja: 18.05.2010 19:35 Publikacja: 18.05.2010 16:43

Premier nie przewiduje problemów z wypłatą środków na pomoc dla powodzian

Premier nie przewiduje problemów z wypłatą środków na pomoc dla powodzian

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

- Musimy wydać jeszcze dziesiątki miliardów złotych. Niestety, jak przyjdzie taki deszcz, jaki przyszedł w niedzielę, to nawet jak jakbyśmy byli dwa razy lepiej przygotowani - jeśli chodzi o zakończone inwestycje - to pewnie nikt w Europie nie dałby rady - ocenił premier.

Intensywne opady deszczu w ostatnich dniach spowodowały zalania i podtopienia w wielu miejscowościach. Wiele budynków mieszkalnych i gospodarstw znalazło się pod wodą. Premier Donald Tusk zapowiedział, że porozmawia z największymi firmami ubezpieczeniowymi o tym, żeby ubezpieczenia - w sytuacjach kryzysowych, takich jak powódź - były wypłacane natychmiast. Ubezpieczyciele i bez zachęty ze strony premiera deklarują, że wszelkie zgłoszenia szkód będą realizowane w tempie ekspresowym. – Od 15 do 18 maja do godz. 13.00 zostało do nas zgłoszonych 8,8 tys. szkód wywołanych deszczem i powodzią - powiedział Rafał Stankiewicz, członek zarządu PZU. Skala zgłoszonych do ubezpieczyciela szkód, m.in. zalań i podtopień, jest trzykrotnie wyższa niż zazwyczaj o tej porze roku. Największy odsetek szkód zanotowano na Górnym Śląsku (25 proc.), w Małopolsce (22 proc.) i na Podkarpaciu (15 proc.).

A będzie jeszcze gorzej. - Zgłoszenia szkód zaistniałych w ostatnich dniach będą dalej napływały, ponieważ klienci często najpierw zajmują się swoim majątkiem, a dopiero potem odzywają się do ubezpieczyciela – zwracał uwagę Andrzej Klesyk, prezes PZU. Zarząd PZU podał, że podczas powodzi na przełomie czerwca i lipca 2009 r. spółka zlikwidowała 16,6 tys. szkód o łącznej wartości około 70 mln zł. Czy w tym roku powódź będzie bardziej kosztowna dla ubezpieczyciela? - Trudno na razie szacować, ile wypłacimy odszkodowań w związku z obecnymi ulewami - powiedział Rafał Stankiewicz.

Towarzystwu Warta tylko w poniedziałek zgłoszono 1140 szkód z polis majątkowych, co stanowi dwukrotnie więcej niż w ciągu całego „normalnego” tygodnia. Spółka przypuszcza, że w ciągu tego tygodnia liczba zgłoszeń utrzyma się na podobnym poziomie i spodziewa się że będzie ich około 5 tys. - Allianz rejestruje ok. 50 zgłoszeń szkód na godzinę - informuje Marcin Pawelec, zastępca rzecznika firmy. - Najwięcej z nich dotyczy miejscowości w południowej Polsce, a w szczególności Bielsku- Białej, Żywcu, Wiśle, Skoczowie, Pszczynie, Czechowicach-Dziedzicach i Kętach.

Ubezpieczyciele podjęli już jednak specjalne kroki, by podołać nietypowej sytuacji. PZU wysłało w rejony dotknięte powodzią swój autobus służący do sprawnej likwidacji szkód. - Mobilne biuro PZU Pomoc wyrusza w pierwszej kolejności do poszkodowanych na Śląsku, gdzie do chwili obecnej zarejestrowano 2,4 tys. szkód związanych z powodzią – mówili wczoraj przedstawiciele spółki. Dodatkowo PZU zwiększyło limit uproszczonej likwidacji szkody, czyli „od ręki”, do około 3 tys. zł (dotychczas było to co najwyżej 1 tys. zł).

Allianz powiększył znacznie zespół rzeczoznawców majątkowych na południu Polski, który odpowiedzialny jest za przeprowadzanie oględzin bezpośrednio na miejscu zdarzenia. - Rzeczoznawcy przydzieleni do dokonywania oględzin w takich miejscach monitorują więc sytuację na bieżąco i przystąpią do oględzin gdy tylko umożliwią to warunki – dodaje Danuta Gołaszewska.

Podobnie postąpiła Warta, która zatrudniła także dodatkowe osoby odbierające telefony w centrali firmy. Liczbę likwidatorów dzwoniących do klientów i ustalających kwoty bezsporne stara się też zwiększyć Ergo Hestia.

Starty w wyniku powodzi ponoszą też firmy. W ciągu ostatnich dwóch dni zostało odwołanych kilkadziesiąt pociągów. — Tylko wczoraj na terenie województw Małopolskiego i Śląskiego musieliśmy odwołać 38 pociągów — mówi Piotr Olszewski, rzecznik spółki Przewozy Regionalne. To niecałe 10 proc. codziennie wypuszczanych na tory składów.

PKP Intercity musiała zrezygnować z 2 połączeń dziennie z Krakowa do Zakopanego. Tam gdzie pociągi nie mogły przejechać przez zatopione tory, podróżni przesiadali się na zastępczą komunikację autobusową.

Wiele z pociągów narodowego przewoźnika jest opóźnionych od ok godziny do ponad 100 minut. — Największe trudności mamy na trasie z Katowic na południe Polski. Tamtędy kursują też pociągi międzynarodowe do Pragi, Budapesztu i do Wiednia — przyznaje Paweł Ney, rzecznik PKP Intercity.

Przewoźnicy nie zaczęli jeszcze liczyć swoich strat, jednak ja zaznaczają — nie powinny być znaczne. Dużo poważniejsze wydatki na uporanie się ze skutkami powodzi mogą czekać spółką PKP Polskie Linie Kolejowe zarządzającą torami. — Straty będziemy mogli podliczyć dopiero jak woda opadnie — mówi Krzysztof Lańcucki, rzecznik PKP PLK.

Woda nie oszczędziła też dróg. Zalana jest m.in. trasa Krajowa nr 4 na wysokości miejscowości Chełm, zakopianka w kierunku Zakopanego jest nieprzejezdna. Kierowcy utrudnienia napotkają na kolejnych sześciu drogach krajowych na terenie Podkarpacia i małopolski. — To na szczęście na razie problem lokalny, odczuwalny przez przewoźników na południu kraju — mówi Marek Tarczyński, prezes Polskiej Izby Spedycji i Logistyki. — Problem dla sektora transportu może się pojawić jeżeli sytuacja będzie trwać dłużej — podsumowuje Tarczyński.

Spore problemy nadmiar wody przysporzył giełdowemu Pekaesowi. — Zalane zostały nasze trzy terminale w Sosnowcu, Krakowie i jeden z trzech najważniejszych w naszej sieci dystrybucyjnej — obiekt w Czechowicach — Dziedzicach — mówi Katarzyna Nowakowska, rzecznik Pekaesu. Jak wyjaśnia zalanych zostało wiele dróg lokalnych co utrudnia dojazd od klienta po towaru i jego dostarczenie. Nie działają systemu informatyczne służące do inwentaryzacji przesyłek. — Pracujemy w stanie kryzysowym, terminy dostaw niestety się poprzesowały — podsumowuje Nowakowska.

W tym momencie jeszcze nie można oszacować ile będzie kosztowała całkowita likwidacja skutków powodzi, bo nie wiadomo jakie są straty, jednak gdyby okazało się, że blisko 590 mln zł, jakie pozostały w rezerwach budżetowych na ten cel, to za mało, premier obiecał znowelizować budżet. Magdalena Kobos, rzecznik resortu finansów tłumaczy jednak, że nie wiąże się to z ingerencją w poziom deficytu, a tylko z przesunięciami środków. - Być może, gdyby trzeba było zdobyć kilka miliardów złotych, nowelizacja ustawy budżetowej byłaby konieczna - mówi prof. Andrzej Wernik z Akademii Finansów. - Jednak nie sądzę, aby taki manewr podważył stabilizację budżetu, tym bardziej, że według wstępnych szacunków mamy bardzo duże szanse na zamknięcie tegorocznego deficytu na poziomie o 10 mld zł niższym niż planowane 52,2 mld zł.

Uspokajająco interpretuje też wypowiedź premiera Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. - To forma asekuracji dla rządu - wyjaśnia ekonomista. - Ponieważ powodzie pojawiają się u nas co roku, warto wpisać do ustawy wieloletni program finansowania skutków powodzi. Sądzę, że to właśnie miał na myśli mówiąc o nowelizacja budżetu.

W 1997 r., po tzw. powodzi stulecia, polscy ubezpieczyciele wypłacili w sumie 872,6 mln zł odszkodowań z ubezpieczeń katastroficznych, a straty polskiej gospodarki zostały oszacowane przez rząd Włodzimierza Cimoszewicza na 12 mld zł. W ubiegłym roku odszkodowania z polis katastroficznych wyniosły 1,2 mld zł, z czego co najmniej 445 mln zł stanowiły wypłaty związane z lokalnymi powodziami.

Finanse
Warren Buffett przejdzie na emeryturę. Ma go zastąpić Greg Abel
Finanse
Berkshire ze spadkiem zysków, rośnie za to góra gotówki
Finanse
Polacy niespecjalnie zadowoleni ze swojej sytuacji finansowej
Finanse
Norweski fundusz emerytalny z miliardową stratą
Finanse
TFI na zakupach, OFE wyprzedają polskie akcje