Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej chce zmienić formułę liczenia rent dla osób urodzonych po 1948 r. Taka zmiana zapisana jest w planie pracy rządu na drugie półrocze 2010 r.
– To próba ratowania budżetu – ocenia Wiesława Taranowska, wiceprzewodnicząca OPZZ. – Gdyby tak nie było, to resort przedstawiłby swoją propozycję wcześniej. Zmiana formuły może dać ok. 18 mld zł oszczędności budżetowych w ciągu dziesięciu lat. To znaczna kwota, bo od dwóch lat – od kiedy zmniejszono składkę rentową – fundusz rentowy w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych nie jest samowystarczalny.
– Trzeba uporządkować system ubezpieczeń społecznych i zastanowić się, co zrobić, by nie potrzebował takich wysokich dotacji – przyznaje Wiktor Wojciechowski z Fundacji FOR.
Jolanta Fedak, minister pracy, powiedziała „Rz”, że zamierza skorzystać z rozwiązań, jakie już dwa lata temu uchwalił parlament, ale zawetował je prezydent Lech Kaczyński. Zgodnie z tym pomysłem renty będą liczone podobnie jak emerytury: każdy pracownik będzie miał dodatkowo policzony tak zwany kapitał hipotetyczny (suma oszczędności wynikająca ze składek emerytalnych, gdyby ktoś odkładał je do końca swojej kariery zawodowej w wieku 60 lub 65 lat).
Minister Fedak zdaje sobie sprawę z tego, że dla powodzenia jej planu musi pozyskać poparcie opozycji. – Mamy gotowy projekt, ale też jestem gotowa do rozmów – mówi szefowa resortu pracy. Te uzgodnienia będą najprawdopodobniej dotyczyły wysokości minimalnego świadczenia gwarantowanego przez budżet oraz potencjalnego wieku przy obliczaniu kapitału hipotetycznego. Związki zawodowe i opozycja optują, by przyjąć 65 lat jako wiek przechodzenia na emeryturę, co pomoże podnieść wysokość świadczeń. Wydłużenie wieku liczenia kapitału oznacza wyższe świadczenie, bo liczone jest z zastosowaniem krótszego okresu otrzymywania świadczenia.