Zakończony w niedzielę doroczny szczyt Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego nie przyniósł w kwestii sporów walutowych żadnych konkretnych rozwiązań, chociaż zarówno szef MFW Dominique Strauss-Kahn, jak i prezes BŚ Robert Zoellick ostrzegli w Waszyngtonie przed konsekwencjami "światowej wojny walutowej".
[srodtytul] Bez zgody na zmiany[/srodtytul]
Liderzy państw zachodnich nadal obawiają się więc, że kraje wschodzące, osłabiając swoje waluty, by zwiększyć konkurencyjność eksportu, zaszkodzą kruchemu ożywieniu gospodarczemu i wpędzą świat w recesję. A przedstawiciele takich państw, jak Chiny, Brazylia, Rosja, Indie czy Japonia – która ma problem z wyjątkowo drogim jenem – protestują przeciw próbom dyktowania im polityki walutowej. Sprawą zajmą się więc liderzy państw G20 na listopadowym szczycie w Seulu.
W Waszyngtonie nie osiągnięto też porozumienia w sprawie przetasowań we władzach MFW – kosztem państw europejskich na znaczeniu miały zyskać Chiny czy Indie. Według "Financial Timesa" sfrustrowany Strauss-Kahn zapewniał co prawda, że porozumienie to kwestia "najbliższych tygodni", ale przyznał, że wciąż istnieją poważne problemy do rozwiązania.
Z kolei "New York Times" zauważył, że finansowym liderom świata udało się wezwać MFW do odegrania większej roli w monitorowaniu, jak polityka gospodarcza każdego z członków Funduszu wpływa na inne państwa. Na takim apelu bardzo zależało administracji USA, która próbuje wywrzeć presję na władze w Pekinie.