W artykule „Rz” z 9 lutego 2011 r. („Zaniechanie jest wyborem, tyle że gorszym”) Jerzy Hausner i Mirosław Gronicki, nakreślili nie tylko zalecenia dla polityki gospodarczej i scenariusze ekonomiczne, ale też podali precyzyjne implikacje rynkowe towarzyszące ich realizacji, co jest już rzadkością wśród ekonomistów tak dużego kalibru.
O ile nie sposób się nie zgodzić z koniecznością przeprowadzenia wiarygodnej konsolidacji fiskalnej w Polsce, o tyle pozwalamy sobie wątpić w adekwatność zalecanej policy-mix oraz w „najbardziej prawdopodobne skutki rynkowe” scenariusza bazowego sugerowanego przez autorów, a więc w niemalże bezwarunkową prognozę wzrostu rentowności polskich obligacji.
[srodtytul]Diagnoza stanu gospodarki[/srodtytul]
Autorzy sugerują, że okres najwyższego wzrostu gospodarczego Polska ma już za sobą i (tak chyba jak cała gospodarka UE) wkrótce wejdzie w fazę obniżonego wzrostu (cykliczną fazę spowolnienia?). Gospodarka polska ma być obecnie dodatkowo trapiona chronicznie niskim wzrostem płac, który ulegnie dalszemu obniżeniu wskutek zamrożenia płac w budżetówce. Gronicki i Hausner przewidują znaczny wzrost (importowanej) presji inflacyjnej i konieczność zacieśnienia monetarnego, które ma zapobiec rozszerzeniu dysparytetu stóp procentowych ze strefą euro i osłabieniu złotego. Ich zdaniem Europejski Bank Centralny podwyższy stopy pomimo gorszych perspektyw wzrostu. Wszystko oczywiście w tle z będącą nie do zaakceptowania przez rynki finansowe polityką fiskalną. Każda z konfiguracji prezentowanych przez Hausnera i Gronickiego skutkuje dalszym wzrostem rynkowych stóp procentowych i kosztów emisji polskiego długu. Na tle autorów tekstu z 9 lutego jawimy się jako optymiści. Dostrzegamy więcej siły w trwającym, cyklicznym ożywieniu, które w dużej mierze wspierane jest w Polsce przez, jak się wydaje, już samopodtrzymywalny rynkowy popyt wewnętrzny. Sytuacja na rynku pracy wydaje się bliska stanowi równowagi z dynamiką płac przekraczającą 6 proc. r./r.
Dużą niewiadomą są ciągle inwestycje prywatne, jednak znajdujemy argumenty (wzrost wykorzystania mocy wytwórczych, boom inwestycyjny w Niemczech) za ich stopniowym odradzaniem. Pomimo ryzyka wzrostu cyklicznej, popytowej presji inflacyjnej ciągle nie znajdujemy bieżących silnych dowodów na realizację scenariusza znacznego przyspieszenia inflacji bazowej (wyłączając skokowy wzrost inflacji powodowany podwyżką stawek VAT). W ostatnim okresie nastąpił wręcz spadek deflatora popytowego sprzedaży detalicznej, czyli wskaźnika liczonego po wyłączeniu żywności i paliw (wyklucza masę podwyżek administracyjnych, które znajdują się w inflacji bazowej).