Rz: Oczekuje pan reformatorskiego kursu po jesiennych wyborach, jakichś wielkich zmian w gospodarce? Ekonomiści ostrzegają, że mogą być one nieuchronne ze względu na plany obniżania deficytu...
Mateusz Morawiecki: Przez te bardzo trudne lata kryzysu rząd przeprowadził Polskę we właściwy sposób. Rozumiem, że lepiej sprzedają się złe informacje, ale np. na początku 2009 roku wszyscy proponowali zwiększenie wydatków. My tego nie zrobiliśmy i dzięki temu mamy dziś o 40 – 50 mld zł niższy dług.
Ale skala jego przyrostu mimo wszystko jest gigantyczna...
Bo w budżecie państwa 75 proc. stanowią wydatki sztywne, z których trudno zrezygnować. Jednak tam, gdzie można, rząd ogranicza potrzeby pożyczkowe czy poprzez regułę wydatkową, czy stopniowe zacieśnienie fiskalne i szereg mniejszych zmian, które razem składają się na istotne oszczędności i niższe potrzeby emisji długu.
Skoro nie reform, to czego życzyłby pan sobie po nadchodzących wyborach?