Przeciw integracji ostro protestują związkowcy i załogi firm: twierdzą, że to interes korzystny wyłącznie dla Bumaru. Sprawa wydaje się jednak przesądzona.
– Rada Ministrów podejmie decyzję w tej sprawie w najbliższych tygodniach – potwierdził w środę w Sejmie wiceminister skarbu Mikołaj Budzanowski. Wiceminister obrony Marcin Idzik stwierdził, że MON, które wciąż nadzoruje zakłady remontowo-produkcyjne, zatrudniające 5 tysięcy pracowników, podporządkuje się rządowym decyzjom.
To właśnie postawa wiceszefa resortu obrony najbardziej rozczarowała wczoraj przedstawicieli związków zawodowych zaproszonych na posiedzenie Sejmowej Komisji Obrony Narodowej. W skomercjalizowanych już państwowych spółkach, które nie tylko serwisują poradzieckie jeszcze wyposażenie i pojazdy, ale produkują też zaawansowany technologicznie sprzęt łączności, modernizują samoloty, wyrzutnie rakietowe od kilku miesięcy narasta bunt przeciw konsolidacyjnym planom Bumaru.
– Czas powstrzymać ten szaleńczy projekt – apelowali wczoraj do rządu przedstawiciele Wojskowych Zakładów Uzbrojenia z Grudziądza i innych spółek „remontówki". Małgorzata Kucab, liderka Związku Zawodowego Pracowników Wojska, przekonywała posłów, że konsolidacja z Bumarem nie da żadnych korzyści, przeciwnie, pogrąży wojskowe spółki w restrukturyzacyjnym chaosie. – Bumar sięga po kolejne państwowe przedsiębiorstwa, by miał co zastawiać – szydził w środę poseł Ludwik Dorn i sugerował zmianę obowiązującej od 2007 roku rządowej strategii przekształceń w zbrojeniówce, która zakłada budowę narodowego koncernu obronnego wokół Bumaru do 2012 r.
Wiceminister Budzanowski odpowiadał rozemocjonowanym związkowcom, iż rząd wybiera integrację sektora obronnego, bo to droga wypróbowana przez takie potęgi na Zachodzie, jak brytyjski BAE Systems czy niemiecki Rheinmetall – gdzie skonsolidowany przemysł zbrojeniowy stać obecnie na inwestycje innowacje i skuteczną eksportową ekspansję.