. Polski minister środowiska Andrzej Kraszewski jednoznacznie opowiedział się przeciw planowi dojścia do gospodarki niskoemisyjnej do 2050 r., narażając się na krytykę kolegów z krajów UE. To był jasny sygnał ze strony polskiej, że większe ograniczenia są nie do przyjęcia.
Ale sprawa nie jest przesądzona. W najbliższych dniach temat wraca – tym razem na forum Parlamentu Europejskiego, gdzie zaplanowano głosowanie nad raportem proponującym większe – od zakładanego dotąd – ograniczenie emisji CO
2
. Chodzi o to, by zobowiązać kraje Wspólnoty do zmniejszenia emisji o 25 – 30 proc. do 2020 r., choć wcześniej ustalono w pakiecie klimatycznym 20-proc. redukcję.
Dla polskiej gospodarki obecny limit to już ogromne wyzwanie, bo ponad 90 proc. energii elektrycznej produkujemy w elektrowniach opalanych węglem kamiennym i brunatnym, energia z odnawialnych źródeł jest na minimalnym poziomie, a atomowej – uznawanej także za czystą, bezemisyjną – w ogóle nie ma w Polsce. Nic dziwnego zatem, że przed dalszym ograniczeniem emisji dwutlenku węgla ostrzegają eksperci. Wskazują jednocześnie, że wprowadzenie w życie pomysłu redukcji o 80 – 95 proc. w ciągu 40 lat oznacza wielką transformację gospodarczą i może spowodować wzrost bezrobocia, likwidację polskiego przemysłu i utratę przychodów PKB.
Unijny pakiet klimatyczny od początku – ze względu na specyfikę gospodarki – budzi wiele obaw w Polsce, dlatego rząd uzyskał obietnicę derogacji, czyli możliwość darmowych pozwoleń na emisję CO