Batalia o grecki dług

Ateny próbują zmusić inwestorów do ustępstw. Ci grożą pozwem do Trybunału Praw Człowieka

Publikacja: 20.01.2012 00:16

Wtorkowy marsz protestacyjny w Atenach przeciwko żądaniom międzynarodowych instytucji finansowych i

Wtorkowy marsz protestacyjny w Atenach przeciwko żądaniom międzynarodowych instytucji finansowych i zagranicznych funduszy

Foto: AFP

Korespondencja z Brukseli

Wczoraj w Atenach rozpoczęła się kolejna runda rozmów ostatniej szansy między rządem a międzynarodowymi bankami.

– Mamy nadzieję na szybkie porozumienie. Byłoby dobrze, gdyby unijni przywódcy na szczycie 30 stycznia mieli już wyjaśniony ten element równania – powiedział wczoraj Amadeu Altafaj Tardio, rzecznik Komisji Europejskiej.

Obie strony mają interes w zawarciu porozumienia. Dla Grecji redukcja długu oznacza mniejsze koszty jego obsługi i większe szanse na uniknięcie chaotycznego bankructwa. Dla wierzycieli zgoda na spisanie części długu na straty to szansa na odzyskanie reszty. Bo wiadomo, że nie można już liczyć na 100-procentowy zwrot z inwestycji w grecki dług. Ale różne są warunki, na których partnerzy gotowi są zawrzeć porozumienie. Dla Grecji, podobnie jak dla całej strefy euro, im głębsza redukcja, tym lepiej.

– Wiadomo, że będzie tylko jedna taka operacja. Zrozumiałe jest więc, biorąc pod uwagę ogrom greckiego długu, że Unia naciska na jak najgłębszą redukcję – mówi „Rz" Sony Kapoorz  brukselskiego ośrodka Re-Define.

Chodzi nie tylko o to, ile długu zostanie darowane, ale też, jakie będzie oprocentowanie nowych obligacji. Bo operacja ma polegać na zamianie starych papierów na nowe, opiewające na połowę starego nominału. Ale do tego należy dołożyć zyski wynikające z niższego oprocentowania nowych obligacji. Do tej pory inwestorzy nie chcieli zejść poniżej 4 proc., Grecja postulowała niższe odsetki. Przy dobrym skonstruowaniu porozumienia redukcja może osiągnąć nie 50 proc., ale nawet 60 – 70 proc.

Kolejna sprawa to udział w porozumieniu inwestorów, którzy pożyczyli Grecji 206 mld euro. UE i MFW żądają od Grecji, by wynegocjowała obniżenie długu o 100 mld euro. Bez tego partnerzy instytucjonalni nie uruchomią kolejnego pakietu pomocowego. A bez świeżych pieniędzy Grecja nie będzie miała 14,5 mld euro na spłatę starych zobowiązań przypadających 20 marca, co oznacza jej niekontrolowane bankructwo.

Negocjacje z inwestorami utrudnia grono łowców okazji, którzy czekają, aż inni zgodzą się na redukcję, a oni przyjdą ze swoimi papierami dłużnymi i zażądają zwrotu 100 proc. wierzytelności. I będą mieli do tego prawo. Chyba że Grecja zastosuje tzw. klauzulę wspólnego regulowania roszczeń. Grecki premier, próbując zmusić wszystkich do kompromisu, straszy, że może zawrzeć porozumienie z częścią inwestorów, które będzie obowiązywać wszystkich.

– Nie można wykluczyć takiej możliwości. To zależy od stopnia redukcji długu, jaki osiągniemy – powiedział Lukas Papademos w wywiadzie dla dziennika „New York Times".

Co na to inwestorzy?  Jak twierdzi dziennik „International Herald Tribune", fundusze hedgingowe, zwane często spekulantami, grożą pozwem do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Prawnicy nie dziwią się: w Europie prawo własności jest prawem człowieka. Ewentualny proces może się ciągnąć latami i skutecznie utrudnić Grecji powrót na rynki finansowe na normalnych warunkach.

Sępy albo komary, czyli czekając na bankructwo

Jedną z głównych przeszkód dla porozumienia o redukcji greckiego długu okazała się chciwość części funduszy. Nabyły one grecki dług zapadający w marcu za około 40 proc. jego wartości i ubezpieczyły go za pomocą CDS, czyli instrumentów finansowych zabezpieczających przed ryzykiem bankructwa dłużnika. Jeżeli negocjacje skończą się fiaskiem, Grecja nie dostanie kolejnej transzy pomocy finansowej i nie spłaci w marcu 14,5 mld euro obligacji. Wówczas fundusze te mogą liczyć na spłatę CDS – czyli mogą liczyć, że banki wystawiające CDS wypłacą im 100 proc. wartości nominalnej tych obligacji.

Fundusze przejmujące od spanikowanych inwestorów dług państw zagrożonych bankructwem są czasem nazywane funduszami sępimi (vulture funds). Miała z nimi doświadczenia w zeszłej dekadzie m.in. Argentyna.  Po bankructwie z 2001 r. zorganizowała ona giełdę wymiany długu, na której zamieniała niespłacone obligacje na nowe, warte 25 proc. – 35 proc. tyle co stary dług i czasem o dłuższym terminie zapadalności. Na taką ofertę zgodziło się początkowo 76 proc., a potem 92,6 proc. inwestorów. Ci, którzy nie skorzystali z tej oferty, wciąż walczą w sądach o to, by Argentyna zwróciła im pieniądze zainwestowane w jej dług. Niektórym z nich udało się  wywalczyć w ten sposób nawet 80 centów odszkodowania za każdy posiadany przez siebie 1 dol. argentyńskiego długu. Wcześniej kupowały one te obligacje za 20 – 35 centów za 1 dol. – Określenie sępy jest dla nich na wyrost. Dla państwowego dłużnika są one raczej jak komary. Mogą wyssać tyle krwi, by zwiększyć swój rozmiar czterokrotnie, ale wysysają jej tyle, by mogło to wyrządzić poważne szkody – oceniał w 2005 r. działalność tych funduszy Manmohan Singh, wówczas ekonomista z MFW, obecnie premier Indii.

—hk

Korespondencja z Brukseli

Wczoraj w Atenach rozpoczęła się kolejna runda rozmów ostatniej szansy między rządem a międzynarodowymi bankami.

Pozostało 97% artykułu
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Świat więcej ryzykuje i zadłuża się. Rosną koszty obsługi długu