Chodzi nie tylko o to, ile długu zostanie darowane, ale też, jakie będzie oprocentowanie nowych obligacji. Bo operacja ma polegać na zamianie starych papierów na nowe, opiewające na połowę starego nominału. Ale do tego należy dołożyć zyski wynikające z niższego oprocentowania nowych obligacji. Do tej pory inwestorzy nie chcieli zejść poniżej 4 proc., Grecja postulowała niższe odsetki. Przy dobrym skonstruowaniu porozumienia redukcja może osiągnąć nie 50 proc., ale nawet 60 – 70 proc.
Kolejna sprawa to udział w porozumieniu inwestorów, którzy pożyczyli Grecji 206 mld euro. UE i MFW żądają od Grecji, by wynegocjowała obniżenie długu o 100 mld euro. Bez tego partnerzy instytucjonalni nie uruchomią kolejnego pakietu pomocowego. A bez świeżych pieniędzy Grecja nie będzie miała 14,5 mld euro na spłatę starych zobowiązań przypadających 20 marca, co oznacza jej niekontrolowane bankructwo.
Negocjacje z inwestorami utrudnia grono łowców okazji, którzy czekają, aż inni zgodzą się na redukcję, a oni przyjdą ze swoimi papierami dłużnymi i zażądają zwrotu 100 proc. wierzytelności. I będą mieli do tego prawo. Chyba że Grecja zastosuje tzw. klauzulę wspólnego regulowania roszczeń. Grecki premier, próbując zmusić wszystkich do kompromisu, straszy, że może zawrzeć porozumienie z częścią inwestorów, które będzie obowiązywać wszystkich.
– Nie można wykluczyć takiej możliwości. To zależy od stopnia redukcji długu, jaki osiągniemy – powiedział Lukas Papademos w wywiadzie dla dziennika „New York Times".
Co na to inwestorzy? Jak twierdzi dziennik „International Herald Tribune", fundusze hedgingowe, zwane często spekulantami, grożą pozwem do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Prawnicy nie dziwią się: w Europie prawo własności jest prawem człowieka. Ewentualny proces może się ciągnąć latami i skutecznie utrudnić Grecji powrót na rynki finansowe na normalnych warunkach.
Sępy albo komary, czyli czekając na bankructwo
Jedną z głównych przeszkód dla porozumienia o redukcji greckiego długu okazała się chciwość części funduszy. Nabyły one grecki dług zapadający w marcu za około 40 proc. jego wartości i ubezpieczyły go za pomocą CDS, czyli instrumentów finansowych zabezpieczających przed ryzykiem bankructwa dłużnika. Jeżeli negocjacje skończą się fiaskiem, Grecja nie dostanie kolejnej transzy pomocy finansowej i nie spłaci w marcu 14,5 mld euro obligacji. Wówczas fundusze te mogą liczyć na spłatę CDS – czyli mogą liczyć, że banki wystawiające CDS wypłacą im 100 proc. wartości nominalnej tych obligacji.