Dla coraz większej liczby osób ich pieniądze są jedynie zapisem na koncie. Żywej gotówki prawie nie widzą na oczy. Wynagrodzenia wpływają na rachunki bankowe, a stamtąd od razu płyną dalej.
Elektronicznym zleceniem spłacamy raty kredytów lub wzbogacamy lokaty bankowe, opłacamy rachunki za prąd, gaz, wodę, telefony, czynsz itp. Do tego dochodzą zakupy przez Internet czy płatności kartą np. w sklepach. Obrót między firmami i instytucjami jeszcze bardziej opiera się na wirtualnym pieniądzu. Można podejrzewać przykładowo, że cały budżet państwa to zapisy na kontach, a nie monety i banknoty.
4 biliony złotych rocznie
Nic dziwnego, że e-pieniądz rośnie w siłę. Jeszcze w 2003 roku klienci banków wydawali miesięcznie ponad 58 mln zleceń elektronicznych przelewów. Ich wartość wynosiła prawie 170 mld zł. To transakcje o wartości poniżej 1 mln zł, czyli bez tzw. zleceń wysokokwotowych, które dokonywane są przez osoby indywidualne, firmy i urzędy publiczne (np. wypłata wynagrodzeń).
W ostatnim kwartale ubiegłego roku liczba zleceń w tym systemie wzrosła już do 121 mln miesięcznie (wzrost prawie o 110 proc.), a miesięczne obroty wynoszą już 330 mld zł (wzrost o 94 proc.).
Rocznie to niemal 4 bln zł. Dla porównania – produkt krajowy brutto, a więc wartość tego, co „wyprodukowaliśmy" my wszyscy, wynosi około 1,5 bln zł. Jednocześnie intensywnie rośnie obrót bezgotówkowy za pomocą kart płatniczych. Jeszcze w 2003 roku na rynku było 14,6 mln kart, dziś już 32 mln. Osiem lat temu miesięcznie dokonywano kartami transakcji o wartości 4,8 mld zł, dziś siedem razy więcej – 34,3 mld zł. To oznacza wzrost o 260 proc. w ciągu ośmiu lat.