W 2008 r. Islandia była przedstawiana jako przykład kraju-bankruta, który przez wiele lat nie będzie mógł wrócić na ścieżkę wzrostu. Ale Islandia ma się coraz lepiej. Świadczą o tym decyzje agencji ratingowych: podniesienie przez Standard & Poor's oceny islandzkich obligacji z negatywnej na stabilną oraz podniesienie ratingu z BB+ do BBB- przez Fitcha.
Upadek tygrysa
W latach 2003 – 2008 w Islandii wystąpił silny boom kredytowy. Utrzymywanie przez lata zbyt niskich stóp procentowych wytworzyło w gospodarce sztuczną masę pieniądza. Gotówka obniżyła ostrożność wśród inwestorów i była inwestowana w ryzykowne przedsięwzięcia. Z kolei polityczna presja na udzielanie kredytów hipotecznych ludziom, którzy nie mogli ich spłacić, nakręcała konsumpcję i windowała ceny (w 2007 r. Rejkiawik był drugą najdroższą stolicą w Europie), tworząc olbrzymiego bąbla na rynku hipotecznym. Rząd wykorzystywał w tym celu Housing Financing Fund (HFF-Íbúðalánasjóður), czyli instytucję odgrywającą rolę amerykańskich Freddie Mac i Fannie Mae. Jednocześnie ani islandzki nadzór finansowy, ani bank centralny nie wykryły w porę zagrożenia związanego z dynamicznie rosnącym sektorem finansowym w kraju.
Do ożywienia gospodarczego w Islandii przyczyniła się m.in. głęboka redukcja wydatków publicznych
W efekcie islandzki sektor bankowy po zakończonej prywatyzacji w 2003 r. rósł średniorocznie w tempie 50 proc., osiągając 1038 proc. PKB w 2007 r.! Skutkowało to wzrostem PKB w latach 2003 – 2007 w tempie 5,6 proc. rocznie. Islandczycy uwierzyli, że są północnym tygrysem gospodarczym, a kraj może być stawiany za wzór. Ale dynamiczny wzrost był oparty na iluzji – życiu na kredyt.
Wszystko zmieniło się cztery lata temu. Trzy największe banki (Landsbanki Íslands, Kaupþing banki oraz Glitnir banki) finansowały swoje akcje kredytowe głównie kredytem krótkoterminowym. Po upadku banku Lehman Brothers w 2008 r. inwestorzy zaczęli wycofywać się z ryzykownych inwestycji. Powodowało to „wyparowanie" pieniędzy z rynku międzybankowego – islandzkie banki doświadczyły kłopotów z rolowaniem swojego zadłużenia, co doprowadziło do ich bankructwa. Skumulowane koszty kryzysu w ciągu kilku miesięcy spowodowały wzrost długu publicznego z 30 do 100 proc. PKB na końcu 2009 r. W latach 2008 – 2010 średnioroczne PKB liczone według metodologii MFW skurczyło się o prawie 3 proc. Bezrobocie skoczyło z 1 do niemal 9 proc. w 2008 r., parytet wymiany korony/euro spadł o 54 proc., a indeks giełdowy OMX 15 Iceland o 90 proc. Inflacja wzrosła z 6 proc. w 2007 r. do 18 proc. w 2008 r. Na fali protestów doprowadzono do przyspieszonych wyborów. Zwycięzcy Social Democrats wraz z Green Movement w wyborach z 2009 r. skonstruowali nowy rząd, na czele którego stanęła Jóhanna Sigurðardóttir. Kraj był pogrążony w chaosie politycznym oraz gospodarczym, a wielu ekonomistów oraz komentatorów spisało Islandię na straty. Międzynarodowe instytucje prognozowały, iż nordyckiego tygrysa czeka stracona dekada.