Zdaniem ekspertów, jeśli wyniki firmy w dużym stopniu zależą od zmiany kursu walutowego, to nawet w spokojnych czasach powinna się ona zabezpieczać przed ryzykiem walutowym.
– Długie okresy niskiej zmienności występujące na parach walutowych, w których jedna z walut jest dużo wyżej oprocentowania od drugiej, przyczyniają się do tworzenia tzw. baniek spekulacyjnych. Z taką sytuacją mamy do czynienia obecnie na parze dolar-złoty oraz euro-złoty – ostrzega Marcin Żółtaniecki, dyrektor Działu Tradingu w Raiffeisen Bank Polska. I dodaje, że nie sposób przewidzieć, kiedy taka bańka może pęknąć. Jedyne, co można zrobić, to zabezpieczyć się przed ryzykiem kursowym, wykorzystując – zgodnie z przyjętą polityką zabezpieczeń – dostępne metody i instrumenty.
Najprostszymi sposobami ograniczenia ryzyka walutowego są metody wewnętrzne. Jedną z nich jest równoważenie przychodów w walucie obcej z kosztami. Najlepiej, jeśli wpływy i wydatki walutowe będą miały taką samą wartość. Jednak w praktyce nie jest to łatwe.
Dlatego takie zabezpieczenia ograniczają ryzyko walutowe, ale go nie eliminują. Kolejną metodą jest przerzucenie ryzyka kursowego na kontrahenta. Eksporter może sprzedać swoje towary za granicę za złotówki, a importer – kupić je za złotówki. Jednak w praktyce kontrahent rzadko zgadza się na takie rozwiązanie. Firmy mogą również przyspieszyć lub opóźnić terminy płatności. Przykładowo, jeśli spodziewają się niekorzystnej zmiany kursu w przyszłości, to starają się rozliczyć transakcję jak najszybciej.
Jeśli zarządzający wyczerpali już możliwości zastosowania prostych zabezpieczeń przed ryzykiem kursowym, to powinni sięgnąć po instrumenty finansowe, takie jak kontrakty oraz opcje walutowe. Kontrakt walutowy (forward) polega na tym, że bank zobowiązuje się do sprzedaży lub kupna po z góry znanej cenie waluty w określonym terminie w przyszłości. Minusem tej transakcji jest sztywne zamrożenie kursu, co sprawia, że firma nie ma możliwości skorzystania z pozytywnych zmian na rynku walutowym.