Publiczne nawoływania do cięcia stóp przybrały właśnie postać punktowania konkretnych członków RPP. W piątek premier Donald Tusk zaapelował do Jerzego Hausnera, żeby podejmował z refleksem decyzje, które mogą pomóc polskiej gospodarce. To reakcja na opinię Hausnera, że Polskę czeka trudniejszy czas w gospodarce niż w 2009 r. – Jerzy Hausner jest konsekwentnie sceptyczny, jeśli chodzi o obniżanie stóp procentowych, co nie sprzyja w mojej ocenie skutecznej walce z kryzysem na tym etapie, na którym jesteśmy. Mam więc nadzieję, że ten pesymizm profesora przełoży się także na stosowne działania w RPP – powiedział Tusk dziennikarzom.
Hausner w drugiej połowie ubiegłego roku konsekwentnie opowiadał się przeciwko obniżkom stóp. Do ciekawej sytuacji doszło w październiku, kiedy tuż przed posiedzeniem Rady prezes Marek Belka praktycznie zapowiedział rozpoczęcie cięć. Ale do obniżki nie doszło – Belka po raz pierwszy w swojej kadencji został przegłosowany. Mówiło się wówczas o narastającym konflikcie pomiędzy przyjaciółmi ze wspólną polityczną przeszłością (w rządzie Leszka Millera Belka był ministrem finansów, a Hausner ministrem pracy). Jerzy Hausner dopiero w listopadzie poparł obniżkę stóp o 0,25 pkt proc.
Premier dołączył tym samym do ministra finansów, który uznał niedawno, że rozczarowujące dane o PKB za III kwartał są po części efektem błędów w polityce monetarnej, i dodał, że oczekuje serii obniżek stóp. Sposób, w jaki premier apeluje do członków RPP, wzbudza protesty. – Nie można działać w taki sposób. Jeśli premier ma coś do powiedzenia Jerzemu Hausnerowi czy komukolwiek z RPP, to powinien się z nim spotkać, a nie komunikować się poprzez media. To jest zbyt poważna sprawa, żeby zachowywać się tak niepoważnie – ocenia ostro Mirosław Gronicki, minister finansów w rządzie Marka Belki. Gronicki nie pochwala nacisków rządu na władze monetarne, ale nie spodziewa się, aby przerodziły się one w konflikt podobny do zdarzających się między kolejnymi ekipami rządzącymi a bankiem centralnym w przeszłości.
Ataki w czasie spowolnienia
Tradycja sporów sięga połowy lat 90., kiedy ówczesny wicepremier i minister finansów Grzegorz Kołodko toczył boje z Hanną Gronkiewicz-Waltz o politykę stóp procentowych. Zarzucał ówczesnej prezes, z wykształcenia prawniczce, niekompetencję. Kiedy po wygranej Aleksandra Kwaśniewskiego w wyborach prezydenckich Kołodkę zastąpił Marek Belka zaczął od łagodzenia atmosfery pomiędzy NBP a MF. Belka bronił też niezależności banku centralnego (kierowanego już przez Leszka Balcerowicza), kiedy ówczesny szef rządu Leszek Miller ostro żądał obniżek stóp procentowych. – Belka przekonywał Millera, że taki atak na bank centralny zostanie na Zachodzie odebrany jako atak na niezależność NBP, co tylko zaszkodzi Polsce – mówi „Rz" rozmówca zbliżony do rządu Millera.
W Radzie pierwszej kadencji na potyczkach słownych się nie skończyło. Pojawiły się nawet próby zmiany ustawy o NBP i rozszerzenia gremium z 10 do 16 członków, tak aby pojawiły się tam osoby, które będą prowadzić luźniejszą politykę pieniężną. Rząd oskarżał Radę, że w latach 2001–2002 doprowadziła gospodarkę niemal do recesji. – Wtedy się okazało, że racja jest po stronie rządu. Teraz zapowiada się, że też tak będzie – mówi Krzysztof Rybiński, wiceprezes NBP w czasach, kiedy na czele banku centralnego stał Balcerowicz. Do historii przeszły też próby polityków dotyczące rozwiązania części tzw. rezerwy rewaluacyjnej (tworzonej przez bank z uwagi na ryzyko kursowe).