Polak tonie w długach

W ostatnich latach zdecydowanie łatwiej było nam zaciągać kredyty, niż oszczędzać.

Publikacja: 22.02.2013 23:29

Z danych Narodowego Banku Polskiego wynika, że oszczędności gospodarstw domowych są o 24 mld zł niższe niż należności. A 2,2 mln osób znajduje się na różnych listach nierzetelnych płatników.

Alina, 30-letnia technik budowlany z Bydgoszczy, miała kilka lat temu mieszkanie, samochód i męża, z którym lubili spędzać urlopy na wyprawach w dalekich krajach. Wiodło im się nieźle. Regularnie poprawiali swój standard życia, kupując jak najwięcej urządzeń i sprzętów na raty: samochód, sprzęt domowy czy pożyczając na urlopy. Gdy spłacali jedną krótką pożyczkę, zaciągali drugą, a niektóre kredyty (w tym na działkę z domkiem rekreacyjnym) rozłożyli na kilka lat. Gdy z powodu różnicy charakterów postanowili się rozstać, policzyli, na jaką kwotę zaciągnęli kredyty. Okazało się, że jest to 200 tysięcy złotych łącznie z debetami na kartach. – Stać nas było na spłatę rat – tłumaczy Alina. Po rozwodzie mieszka znowu z rodzicami i z nimi spłaca długi.

Alina jednak broni swojego sposobu na zdobywanie dóbr: – Trudno jest systematycznie oszczędzać. A poza tym zawsze coś się może popsuć: pralka, lodówka czy telewizor i „zje" nam oszczędności – tłumaczy.

Miliony nierzetelnych

Z danych Narodowego Banku Polskiego wynika, że oszczędności gospodarstw domowych są o 24 mld zł niższe niż należności. Odłożyliśmy i inwestujemy 514 mld zł, a należności wynoszą  538 mld zł. Oszczędza ok. 30 proc. Polaków, tyle samo ma kredyty. Do oszczędzania bardziej skłonni są najmłodsi i osoby po 50. roku życia, a do zadłużania 30-, 40-latki.

Z ostatnich danych Infodługu, przygotowanego przez Biuro Informacji Gospodarczej Infomonitor, wynika, iż w różnych rejestrach nierzetelnych dłużników zapisanych jest ponad 2,2 miliona Polaków. Zalegają z ponad 38 mld zł spłat. Ponad 60 procent z nich ma do spłacenia mniej niż 5 tysięcy złotych.

– To znaczy, że naprawdę są w złej sytuacji ekonomicznej – uważa Marcin Ledworowski, wiceprezes BIG. – Jeśli nie spłacają, to znaczy, że wpadli w spiralę zadłużenia. W podobnej sytuacji są ci, których zadłużenie wielokrotnie przewyższa roczne dochody. Takich jest także kilkaset tysięcy.

Ewa Konhe, właścicielka kamienicy w Bydgoszczy, mówi o praktyce sprzed kilku lat, jaką stosowali mieszkańcy kamienic, gdy mieli duże zaległości w spłacie czynszu, a nie mieli szans na kredyt w bankach: – Kupowali najtańszy abonament na telefon komórkowy razem z dobrym aparatem telefonicznym. Aparat sprzedawali w komisie albo na Allegro, oddawali dług, a abonament traktowali jako raty kredytu, którego nie zaciągali. To był ich sposób, by nie brać chwilówek. Ale ponieważ stosowali takie metody po kilka razy, to w pewnym momencie zaczynali mieć problemy i ze spłatą czynszu, i abonamentu.

– Kredyty muszą być udzielane i brane z głową.  Niewiele rodzin stać na zakup mieszkania za gotówkę. Ale gotowi jesteśmy systematycznie spłacać raty  – tłumaczy Piotr Soroczyński, główny ekonomista KUKE SA. – Wtedy de facto oszczędzamy na lokal, który już się zamieszkuje.  A odsetki to opłata dla banku za wynajem tego kawałka mieszkania, którego jeszcze się nie spłaciło (zazwyczaj mniejsza, niż gdyby podobne mieszkanie faktycznie wynająć).

Ale też przyznaje, że jeszcze kilkanaście lat temu przyjmowało się, że zobowiązania miesięczne z tytułu obsługi kredytu mieszkaniowego nie mogą być kalkulowane na więcej niż 25 proc. dochodu netto (żeby przy ewentualnym pogorszeniu warunków ekonomicznych nie przekroczyły 30–35 proc. dochodu) i więcej niż 20 lat spłaty. – Jeśli przekroczy się te granice, to obsługa kredytu może po kilku latach mieć znaczenie dla psychiki kredytobiorców: ich kredytowe obciążenia są zbyt duże, by im sprostać i równocześnie pozostawać na podobnym poziomie życia co koledzy, którzy nie mają takich zobowiązań. Dobrze również byłoby dokonywać poważniejszych zakupów z choćby niewielkim wkładem własnym. – Czas, w jakim musimy go zebrać, jest testem na to, czy podołam zobowiązaniom związanym z systematycznym pozyskiwaniem środków na spłatę kredytu.

Nie tylko mieszkania

Zdaniem Soroczyńskiego w czasie boomu na kredyty mieszkaniowe, czyli od 2005 roku, złamano zasady ostrożnościowe. Raty kredytu mieszkaniowego sięgały na początku często aż 65 proc. dochodów netto. Wydłużono też perspektywę spłaty do nawet 50 lat. Dodatkowo zaczęto preferować kredyty walutowe, i to w sytuacji, w której było wiadomo, że złoty jest nadmiernie wartościowy, a korekta może być bolesna.

Krzysztof Oppenheim, prezes zarządu spółki Nieruchomości Boża Krówka, zwraca uwagę, że właśnie wtedy, w latach 2005–2008, rósł w Polsce apetyt na duże mieszkania i domy: – Dziś dość często odważni nabywcy nieruchomości (ci sprzed kilku lat) usilnie próbują je sprzedać, godząc się z dotkliwą stratą: w ciągu kilku ostatnich lat ceny niektórych nieruchomości spadły nawet o 40 procent.

Ale boom kredytowy nie dotyczył tylko mieszkań, ale też dóbr konsumpcyjnych. W dodatku kredyt można było dostać „na dowód osobisty".

– Jesteśmy mało odporni na oferty pożyczania, bo chcemy mieć wszystko od razu. Nie lubimy czekać. Stąd jesteśmy łatwym łupem dla wszystkich, którzy zarabiają na pożyczaniu – przyznaje prof. Anna Giza-Poleszczuk, socjolog,  prorektor Uniwersytetu Warszawskiego.

– Pierwszy raz pomyślałam o tym, że nie umiem oszczędzać, podczas rodzinnego obiadu – opowiada Stefania Grzeczkowska, inżynier. Wuj, starszy pan, opowiedział o tym, jak to odkładał pięć lat na samochód. Przypomniało mi się, że spłacam co miesiąc 1,1 tys. złotych raty za nowy samochód. Zamieniłam pięcioletnie auto na nowe. Przecież gdybym przez trzy lata oszczędzała, a nie wzięła kredytu, to zapłaciłabym za samochód kilka tysięcy mniej. Ale do głowy nie przyszło mi, by oszczędzać, gdy mogę wziąć kredyt.

Potrzebny trening

Anna Giza-Poleszczuk zwraca uwagę, że oszczędzanie jest trudne, bo to szkoła charakteru. Wymaga od nas samokontroli i wyrzeczenia się czegoś dzisiaj w zamian za to, co kupię za jakiś czas. Jej zdaniem mamy mało przestrzeni do takiego treningu, bo wszędzie docierają do nas oferty, że możemy mieć coś prawie natychmiast. – Bywamy słabi i nie umiemy sobie odmówić przyjemności – twierdzi socjolog, jak sama o sobie mówi, fanka sportu. – Im bardziej będziemy wysportowanym społeczeństwem, dbającym o zdrowie fizyczne, tym łatwiej przyjdzie zmienić nam przyzwyczajenia zakupowe. Sport to narzędzie do budowania różnego rodzaju cnót, w tym planowania długoterminowego, wytrwałości i systematyczności. A zdrowe odżywianie oznacza, że dzieci odmawiają sobie słodyczy – tłumaczy półżartem Anna Giza-Poleszczuk.

O tym, jak trudno jest namówić dzieci do oszczędzania, wie Michał Macierzyński z Banku PKO BP. W programie, który uczy dzieci do lat 13  systematycznego oszczędzania na SKO, uczestniczy już 100 tysięcy najmłodszych. – Dzieci same z siebie oszczędzają do trzeciej klasy szkoły podstawowej. Im są starsze, bliżej gimnazjum, zwiększa się ich chęć do wydawania pieniędzy, zaczyna się bieżąca konsumpcja, a potem konsumpcyjny tryb życia – mówi Macierzyński. Tylko kilka procent trzynastolatków odkłada pieniądze, a przecież większość z nich ma telefony komórkowe, korzysta z Internetu. Wie, że wiele dzieci nie ma dobrych wzorców w domach. Muszą same nauczyć się oszczędzać.

Nierzetelni dłużnicy

Eksperci obawiają się, że zaległości w spłatach pożyczek i rachunków w ciągu kwartału przekroczą 40 mld zł. Z badań ankietowych wynika, że ponad połowa Polaków płaci swoje rachunki i raty bez problemów, co czwarta osoba przyznaje się do małych zaległości, ale co 16. ma kilkumiesięczne spóźnienia.

Z danych Narodowego Banku Polskiego wynika, że oszczędności gospodarstw domowych są o 24 mld zł niższe niż należności. A 2,2 mln osób znajduje się na różnych listach nierzetelnych płatników.

Alina, 30-letnia technik budowlany z Bydgoszczy, miała kilka lat temu mieszkanie, samochód i męża, z którym lubili spędzać urlopy na wyprawach w dalekich krajach. Wiodło im się nieźle. Regularnie poprawiali swój standard życia, kupując jak najwięcej urządzeń i sprzętów na raty: samochód, sprzęt domowy czy pożyczając na urlopy. Gdy spłacali jedną krótką pożyczkę, zaciągali drugą, a niektóre kredyty (w tym na działkę z domkiem rekreacyjnym) rozłożyli na kilka lat. Gdy z powodu różnicy charakterów postanowili się rozstać, policzyli, na jaką kwotę zaciągnęli kredyty. Okazało się, że jest to 200 tysięcy złotych łącznie z debetami na kartach. – Stać nas było na spłatę rat – tłumaczy Alina. Po rozwodzie mieszka znowu z rodzicami i z nimi spłaca długi.

Pozostało 86% artykułu
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Świat więcej ryzykuje i zadłuża się. Rosną koszty obsługi długu