Ale żeby wspólny nadzór miał sens, musi też podejmować decyzje o tym, czy i jak ratować banki i dysponować pieniędzmi na jego restrukturyzację. A więc do uzgodnionego już wspólnego nadzoru musi dołączyć mechanizm restrukturyzacji i uporządkowanej likwidacji banków (ang. Single Resolution Mechanism – SRM). Bruksela przedstawi propozycję przed wakacjami. Według Almunii musi on być jednolitą instytucją, podejmującą decyzje o tym, jak ratować banki. – Opcja polegająca na koordynacji działań narodowych instytucji nigdy nie zda egzaminu. Decyzje będą opóźniane, a koszty ratowania banków wzrosną – uważa komisarz.
W pierwszym etapie miałyby to być pieniądze od banków, ale w ostatecznej instancji gwarantem – jak w każdym systemie narodowym – byłby podatnik (tu europejski).
– Gdyby doszło do dużego kryzysu, SRM sięgnąłby do tych pieniędzy publicznych, włożonych do mechanizmu według klucza, który obecnie służy do konstruowania kapitału EBC, uwzględniającego liczbę ludności i wielkość PKB – mówi Schoenmaker. Jest on współautorem, wraz z Arjenem Siegmannem, opracowania „Efficiency Gains of a European Banking Union". Po raz pierwszy znalazła się tam próba oszacowania, kto na unii bankowej w sensie finansowym zyska, a kto straci.
Polska płatnikiem netto?
Największym wygranym byłby największy jej przeciwnik, czyli Wielka Brytania. A największym stratnym popierające wspólny nadzór Niemcy. Polska również byłabym płatnikiem netto tego systemu. Pokazane na wykresie dane pokazują, ile dany kraj zyska na czysto. Czyli od jego procentowego udziału w korzyściach z SRM odejmowany jest procentowy udział w kosztach liczonych według kapitałowego klucza EBC. Korzyści Polski sięgają zera, a jej koszty 4,9 proc., co daje pozycję netto minus 4,9 proc., czyli gdy dojdzie do ratowania banku X pochodzącego z innego kraju UE, Polska zapłaci 4,9 proc. całkowitych tego kosztów. Negatywna pozycja Polski wynika z faktu, że nie ma polskich banków w pierwszej „25" najważniejszych banków europejskich. A tylko takie autorzy opracowania uznają za godne ratowania w przyszłości. – SRM za europejskie pieniądze będzie tylko ratował banki o systemowym, ponadgranicznym znaczeniu – uważa Schoenmaker. To dlatego zyskuje najbardziej Wielka Brytania, która ma stosunkowo dużych międzynarodowych instytucji finansowych. Jeśli dołączyłaby do unii bankowej, co jest nieprawdopodobne, to w przyszłości w razie problemów z brytyjską instytucją finansową o zasięgu międzynarodowym, Londyn mógłby liczyć na wsparcie finansowe innych.
Minus na wykresie nie oznacza jednak, że Polsce nie opłaca się przystąpić do nadzoru bankowego. Zdaniem Schoenmakera zdecydowanie jest to opłacalne. – Polska zyska informacje o tym, co dzieje się z bankami działającymi na jej terytorium w formie spółek zależnych od central ulokowanych w Europie Zachodniej. A gdy przyjdzie do ratowania takiego banku, to interes polskiej spółki córki będzie brany pod uwagę. Jeśli Polska nie przystąpi i nie dołoży się w przyszłości do SRM, to jej interesy nie będą brane pod uwagę i łatwiej będzie wycofywać kapitały z Polski – uważa holenderski ekonomista. Według niego koszt netto 4,9 proc. prawdopodobnie nigdy się nie zrealizuje.
Polska może przystąpić do wspólnego nadzoru w każdym momencie jego funkcjonowania. Podobnie jak inne kraje spoza strefy euro, możemy, ale nie musimy tego robić. Na razie rząd nie podjął jeszcze decyzji w tej sprawie.