– Potrzebujemy czegoś naprawdę wiążącego. Na razie mamy zestaw dobrych rad Brukseli – mówi „Rz" wysoki rangą unijny dyplomata. Do grudnia mają powstać zręby programu tzw. kontraktów reformatorskich dla strefy euro. Na razie jednak stanowiska poszczególnych państw są bardzo od siebie odległe. Sytuację dodatkowo skomplikował Jeroen Dijsselbloem, szef Eurogrupy, który przedstawił właśnie swoją koncepcję zachęcania do reform.
Poważny problem
Unia Europejska, a w szczególności strefa euro, podlega coraz większej koordynacji w zakresie polityki gospodarczej. W przeszłości był to tylko pakt stabilności i wzrostu, który ograniczał deficyt budżetowy do 3 proc. produktu krajowego brutto, a dług publiczny do 60 proc. PKB, przy czym sankcjami groził tylko za przekroczenie tego pierwszego limitu.
Kryzys unaocznił politykom potrzebę większej integracji zarówno polityk fiskalnych, jak i makroekonomicznych. Pojawiła się cała seria nowych regulacji, takich jak sześciopak, dwupak, pakt fiskalny, a wreszcie semestr europejski. Wszystkie one przewidują więcej wczesnego ostrzegania, kontroli, wiążących rekomendacji Brukseli i sankcji. Ale nie ma pewności, że to zmusi państwa do wysiłku reformatorskiego. Stąd pomysł Berlina zawierania tzw. kontraktów reformatorskich, czyli wiążących umów z państwami w strefie euro. Za potrzebne i korzystne w długim terminie reformy mogłyby one dostawać pieniądze z nowego mechanizmu solidarności. Ile, na jakie cele i pod jakimi warunkami, to się dopiero okaże. – Kij jest, teraz potrzebujemy marchewki – uważa Fabien Zuleeg, dyrektor think tanku European Policy Centre w Brukseli.
Według niego państwa w kryzysie muszą przeprowadzić reformy, ale często ich na to nie stać. – Choćby cyfryzacja administracji. To jest korzystne w długim terminie, ale wymaga wyłożenia dużych sum na początku – wyjaśnia ekspert. W tym mogłyby pomóc kontrakty. Wreszcie państwa w kryzysie po prostu potrzebują pieniędzy na rozruszanie gospodarki. Ale Berlin na pewno nie może już dać nic więcej. Chyba że nowe kwoty będą powiązane z restrykcyjnymi warunkami.
Nowością w dyskusji jest przedstawiony właśnie pomysł szefa Eurogrupy na poluzowanie dyscypliny fiskalnej w zamian za reformy. Nie wiadomo, czy to koncepcja konkurencyjna wobec niemieckiej, czy uzupełniająca. – Moim zdaniem to nie może zastąpić pieniędzy na reformy, ale może być dodatkową zachętą – uważa Fabien Zuleeg. Zresztą już teraz Komisja Europejska może ulgowo traktować kraje, które prowadzą reformy, a w skutek kryzysu nie są w stanie poprawić swoich wskaźników budżetowych. Na przykład dodatkowe lata na obniżenie deficytu dostała Francja i Hiszpania, również Polskę potraktowano ulgowo.