Jaka powinna być pana zdaniem polityka gospodarcza w Europie, żeby nasz kontynent odzyskał siłę, jaką się szczycił przez lata?
Musi dojść do konsolidacji tego ożywienia, które dopiero się zaczyna. Nie zapominajmy, że prognozy na rok 2014 nie są zachwycające, dla strefy euro zakłada się wzrost PKB na poziomie zaledwie jednego procenta. To w żadnym wypadku nie jest zadowalające. Względnym optymizmem napawa zaś rozruch akcji kredytowej, to z pewnością pomoże w umocnieniu ożywienia. Prawdziwym wyzwaniem pozostaje jednak przywrócenie wiarygodności europejskiemu systemowi bankowemu, który na nowo musi odzyskać klientów.
Drugi czynnik to reformy strukturalne. W Europie mówimy o nich tak często, że można się pogubić, o co właściwie tutaj chodzi. Kiedy w MFW przyglądamy się potencjałowi wzrostowemu, jaki ma dzisiaj Europa, zwłaszcza jak przebiegają w strefie euro reformy rynków pracy, to jak na dłoni widać, że elastyczność rynków pracy nadal jest w sferze planów. Gdyby udało się ją wprowadzić na przykład 5 lat temu, wzrost PKB byłby wyższy o kilka punktów procentowych. Wystarczy spojrzeć na reformy rynku pracy, które właśnie w kryzysie przeprowadzili Niemcy, także Hiszpanie, a spoza strefy euro – Polska. Wzrost gospodarczy czy wyjście z recesji nie bierze się z niczego. Nie znaczy jednak, że i na rynkach, które przodują, reformy mogą się zakończyć.
Kolejne wyzwanie to konsolidacja fiskalna. Nie wolno o niej zapominać w miarę, jak sytuacja gospodarcza będzie ulegała poprawie. Widzimy już zadowalające rezultaty, ale nigdzie ta reforma nie została zakończona. Przy tym, tnąc wydatki, musimy pamiętać, żeby nie zdusić pojawiającego się ożywienia w gospodarce. Jeśli więc reformy zostaną właściwie przeprowadzone, Europa stanie się znacznie lepszym miejscem do życia niż jest dzisiaj. Być może nawet bezpieczniejszym niż przed kryzysem.
I pana zdaniem w Europie nie zabraknie woli politycznej, żeby te reformy zakończyć, czy raczej jesteśmy skazani na rachityczny wzrost, a samo wyjście z kryzysu potrwa lata?