Chiny inwestują na całym świecie. Z blisko 42 mld dolarów przeznaczonych na pomoc międzynarodową do końca 2009 roku, ponad połowa (dokładnie 45,7 proc.) zostało przeznaczonych na Afrykę. Dzięki temu Chiny są największym partnerem handlowym całego kontynentu. Jedynie w 2013 roku wzajemny handel wyniósł ponad 200 mld dolarów w towarach, dodatkowo Chiny pomagają Afryce rozwijać branżę wydobywczą. W efekcie w ciągu ostatnich 10 lat PKB całego kontynentu rosło w tempie 5,5 proc. rocznie.
Mroczna współpraca
Współpraca jest owocna, ale czasami miewa mroczne strony. Trudno je udowodnić, ale istnieją podejrzenia, że Pekin finansuje rządy wieloletniego przywódcy Zimbabwe, Roberta Mugabe oraz prezydenta Sudanu, Omara al-Bashira. Pierwszy z polityków ma na koncie ponad trzy dekady u władzy, które zdążyły doprowadzić państwo na skraj przepaści finansowej, jednak nie przeszkadza to wciąż brać miliardów dolarów chińskiej pomocy, która w rzeczywistości zabezpiecza interesy prowadzone przez Chińczyków pod okiem Mugabe. Krążą także informacje o tym, że córka prezydenta uczy się na jednym z uniwersytetów w Hongkongu, a żona bardzo często lata do chińskich metropolii na zakupy. Rodzina Mugabe ma mieć także według niektórych poważny kapitał zgromadzony w postaci nieruchomości na terenie Chin. Wszystko, by interesy Pekinu nie cierpiały w najmniejszy sposób ze strony skorumpowanej władzy w afrykańskim państwie.
Chińska obecność w Sudanie także budzi wątpliwości. Wsparcie dla prezydenta al-Bashira oznacza popieranie rozlewu krwi i domowej wojny. W kraju zginęło już ponad 300 tys. ludzi, a 2,5 mln musiało opuścić swoje miejsca zamieszkania. Chińczycy jednak trzymają się mocno, zaopatrują sudańską armię w swój sprzęt i podpisują kolejne kontrakty na tamtejszą ropę. Dzięki temu reżim może spokojnie robić swoje, czyli dalej krzywdzić własnych obywateli. Nie bez przyczyny można zauważyć korelację między poziomem eksportu sudańskiej ropy do Chin i importowi broni z Pekinu w druga stronę od 2008 roku. Chińskie inwestycje warte miliony dolarów lokowane są głównie w osiedlach dla bogaczy, dla rządzącej elity, a zwykli ludzie nie mają z tego nic.
Czy jest inne wyjście?
Czy Afryka ma jednak inne wyjście? Chiny chcą inwestować, choć wiąże się to z zabezpieczaniem nie do końca czystych interesów. Lepszy jednak jakikolwiek ruch niż żaden. Ekonomiści lubią przytaczać przykład Afryki jako kontynentu pełnego możliwości i dysponującego ogromnym potencjałem, ale nie idzie to w parze z rzeczywistym zainteresowaniem kolejnych partii kapitału. Rozczłonkowanie polityczne, walki plemienne, krwawe konflikty, etniczne zacietrzewienie, szybka zmienność sytuacji ekonomicznej i politycznej, korupcja przewyższająca poziom spodziewany w najgorszych koszmarach oraz brak odpowiednich regulacji prawnych – to nie są czynniki, które zachęcałyby do inwestycji.
Dużo i chętnie o współpracy z Afryką mówią amerykańscy politycy, ale niewiele w praktyce za tym idzie. Pomiędzy 2011 a 2013 rokiem amerykańskie inwestycje zmniejszyły się o 32 proc. Najbliżej Afryki są Arabowie, ale na przeszkodzie ku dalszym inwestycjom mogą stanąć kwestie religijne. Z tego szumnie opiewanego afrykańskiego wzrostu pozostaje jedynie śledzenie statystyk, a nie rzeczywiste działanie na szeroką skalę.