Światowej sławy polski myśliciel, uczeń Edmunda Husserla i przyjaciel Edyty Stein, wykonał przez 30 lat kilka tysięcy fotosów. Ze swoją pozycją mógł bez problemu zorganizować prezentację własnych zdjęć. Jednak tego nigdy nie uczynił. Dopiero teraz w Roku Romana Ingardena, przypadającym w 50. rocznicę śmierci autora „Sporu o istnienie świata", Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie MOCAK po raz pierwszy prezentuje zdjęcia publicznie.
Dwie najwcześniejsze fotografie Romana Ingardena z 1942 r. świadczą, że miał rozterki, jaką drogę życia wybrać. Na jednym autoportrecie sfotografował się przy maszynie do pisania, a na drugim przy fortepianie, bo zanim podjął studia filozoficzne, ukończył konserwatorium we Lwowie. I nawet po latach chętnie siadał do fortepianu, grając Chopina lub Beethovena.
Fotografie to prace kompozycyjnie przemyślane, w czym znać artystyczne ambicje Romana Ingardena. Ciekawe, że ostatnie trzy fotografie z 1970 r. to również autoportrety, pokazujące 77-letniego autora, który konsekwentnie kreuje swój wizerunek w takim samym kadrze, zmieniając tylko kierunek spojrzenia. W tych zdjęciach jakby rejestrował przepływający czas.
Prof. Władysław Stróżewski wspomina: „Pamiętam, jak mówił o autoportretach Rembrandta. Był nimi zafascynowany. Odnajdywał w tych obrazach – zwłaszcza późnych – jakości metafizyczne, takie jak zaduma i tragizm. Rembrandt był dla niego niesłychanie ważny, właśnie z powodu głębi, którą w tych obrazach można znaleźć, która się z nich wyłania. Był zaprzyjaźniony z Witkacym, aczkolwiek nie dzielił jego fascynacji. Witkacy jest autorem kilku jego portretów, jedne się Ingardenowi podobały, inne nie".
Naukowcy i studentki
Często fotografował zaprzyjaźnionych filozofów m.in. Władysława Tatarkiewicza w Wenecji, Tadeusza Kotarbińskiego, Kazimierza Ajdukiewicza, Tadeusza Czeżowskiego, Izydorę Dąmbską. Chętnie pozowały mu także studentki UJ, wśród których rozpoznajemy poetkę Halinę Poświatowską, pokazaną w dwóch refleksyjnych kadrach.