Zanim większość Polaków poznała Maję Komorowską w filmach Krzysztofa Zanussiego "Życie rodzinne" i "Za ścianą", eksperymentowała w teatrze Jerzego Grotowskiego. Do legendy przeszły jej cudowne ozdrowienia na scenie pomimo powtarzającej się choroby strun głosowych podczas długiego europejskiego tournée.
Na czas spektakli, tylko w sobie znany sposób, aktorka potrafiła zapanować nad dolegliwością. Grała, a nawet śpiewała. Jeden z zachwyconych recenzentów pisał o... afrykańskiej kołysance Polki. Jej koledzy twierdzą, że i dziś używa szamańskich technik.
– Właśnie ze względu na swą ekspresję i wrażliwość Maja nie dostała roli w "Strukturze kryształu", mimo że zaprosiłem ją na zdjęcia próbne. Szalenie mnie zaintrygowała – mówi Krzysztof Zanussi. – Czułem, że stałaby się motywem wszystkich zdarzeń, a tego nie przewidywał scenariusz. Na planie "Życia rodzinnego" wręcz rozsadzała mi film i musiałem wyciąć jej najlepszą improwizowaną scenę, kiedy opowiada bratu o swoim życiu. Scena była tak rozdzierająca, że gdybym tego nie zrobił, skupiłaby na sobie całą uwagę.
Zbigniew Zapasiewicz spotkał się z Mają Komorowską na planie "Za ścianą":
– Zwracała uwagę umiejętnością uruchomienia bogatej sfery emocjonalnej, zatraceniem się w grze. Czasem mogło się wydawać, że to tylko zewnętrzna, emocjonalna nagość. Jednak to nie była wyłącznie kwestia fizyczności, lecz także psychiki. Wrażliwość na każdy dotyk świata, która objawiała się zarówno w relacjach z ludźmi, jak i rekwizytami. Myślę, że praca u Grotowskiego dała jej poczucie spójności ciała i psychiki, a aktorzy kiedyś je oddzielali. Kiedy reżyserowałem "Kwartet", interesował ją każdy szczegół postaci, kostiumu, buty, bo to determinuje sposób poruszania się na scenie.