Joe Wright przeniósł na ekran powieść Iana McEwana. Reżyser, który zadebiutował „Dumą i uprzedzeniem”, potrafi z kostiumowej opowieści wydobyć współczesne tony.
„Pokutę” otwierają sceny w pięknej wiktoriańskiej posiadłości w nadmorskim hrabstwie Shropshire. Jest rok 1935, upalny, duszny dzień – taki, w którym może zdarzyć się wszystko.
Śliczna, młoda arystokratka Cecilia Tallis zakochana jest z wzajemnością w Robbiem Turnerze, synu rządcy. Mezalians? Bez wątpienia. Ale rodzina jest postępowa, młody człowiek dzięki finansowemu wsparciu ojca Cecilii studiuje medycynę w Cambridge, wydaje się więc, że ta miłość, która nagle wybuchła, ma szanse. Aż do chwili, gdy młodsza siostra Cecilii – Briony, nie rzuci na Robbiego oskarżenia o gwałt na młodej kuzynce, która przyjechała w odwiedziny.
Tak mógłby zaczynać się dramat społeczny z życia wyższych sfer albo film kryminalny. Ale kino gatunkowe Wrighta nie bawi. „Pokuta” jest opowieścią o poczuciu winy. Czując zbliżającą się śmierć, pisarka Briony Tallis, w podeszłym już wieku, rozlicza się ze swoją przeszłością. To właśnie ona jako 13-latka rzuciła fałszywe oskarżenie na kochanka starszej siostry. To jej słowa zmieniły życie wielu ludzi. Dlaczego tak się wtedy zachowała? Czy poniosła ją wybujała wyobraźnia przyszłej literatki, dziecięca skłonność do konfabulacji? Czy może kryła zawiedzione uczucie do przystojnego syna rządcy? Zrobiła to świadomie czy nie?
Sielanka wśród bujnej zieleni starej posiadłości kończy się tragedią. Robbie nie ma niczego na swoją obronę. Słowa dobrze urodzonego dziecka wydają się policji bardziej wiarygodne niż jego wersja wydarzeń. Odjedzie z majątku w kajdankach.