Nieszczęśliwy amerykański Kopciuszek

Od jej śmierci minęło ponad 45 lat. Wydawałoby się, że to cała epoka. Świat w tym czasie przeżył kilka kataklizmów, mody zmieniały się wielokrotnie. A Marilyn Monroe ciągle w zachodniej kulturze uchodzi za symbol seksu. Nawet dla tych, którzy urodzili się, gdy jej już nie było

Publikacja: 01.05.2008 19:12

Nieszczęśliwy amerykański Kopciuszek

Foto: Canal+

Kiedy dzisiaj się na nią patrzy, trudno zrozumieć, na czym polegała jej siła. Blondynka, ładna, ale o rysach dość pospolitych. Zgrabna, o dużych piersiach i kobiecych kształtach, ale przecież jak na współczesne standardy zbyt pulchna. Niespecjalnie mądra, niezbyt wyemancypowana. A jednak jest w niej to coś. Ta pewność siebie wypływająca ze świadomości swej atrakcyjności, to spojrzenie spod przymrużonych powiek, ten ruch ręki przytrzymującej fruwającą na wietrze sukienkę. Jakaś niepokojąca i przyciągająca obietnica raju dla kogoś, kto potrafi ją zdobyć.

Urodziła się 1 czerwca 1926 r. w Los Angeles. Była nieślubnym dzieckiem Gladys Pearl Baker, montażystki w wytwórni RKO, osoby niezrównoważonej psychicznie, która niemal nie opuszczała szpitali. Norma Jean — bo tak dziewczynka miała na imię — wychowywała się w sierocińcach, czasem w rodzinach zastępczych. Wreszcie trafiła do przyjaciół matki. Sprawiała jednak kłopoty wychowawcze i starsi ludzie, gdy miała 16 lat, wydali ją za mąż za 21-letniego robotnika Jima Dougherty’ego.Niedługo po ślubie usiłowała popełnić samobójstwo, ale ją odratowano. W 1944 r. zaczęła pracować w fabryce broni. Tam odkrył ją wojskowy fotograf, który zrobił jej roznegliżowane, śmiałe zdjęcia. Trafiła do agencji modelek, gdzie przemalowano jej włosy na blond i posłano do szkoły wdzięku. Jej zdjęcia zaczęły się ukazywać na okładkach magazynów. A stąd było już blisko do szkoły talentów 20th Century Fox. I tak narodziła się Marilyn Monroe.

W początkowym hollywoodzkim okresie Marilyn przeszła przez wiele łóżek, a jej filmy nie wróżyły sukcesu. A jednak bomba eksplodowała. W 1953 r. aktorka wystąpiła w trzech wielkich przebojach: „Niagara”, „Mężczyźni wolą blondynki” i „Jak poślubić milionera”. Następny rok przyniósł jej „Rzekę bez powrotu” i „Nie ma jak show”. Swoją pozycję w świecie marzeń przypieczętowała w 1954 r., wychodząc za mąż za ulubieńca Ameryki, baseballistę Joe DiMaggio. Małżeństwo przetrwało tylko dziewięć miesięcy, ale sportowiec pozostał jej przyjacielem do końca życia.

Była sławna, bogata, a jednak niespełniona. Chciała zmienić image seksbomby. Wyjechała do Nowego Jorku, studiowała aktorstwo w słynnej szkole Lee Strasberga, założyła firmę produkcyjną Marilyn Monroe Productions, wspominała o ekranizacji „Braci Karamazow”. Małżeństwo ze sławnym dramaturgiem Arthurem Millerem wprowadziło ją w intelektualne środowiska Ameryki. Ale Hollywood potrzebował Marilyn Monroe takiej, jaką stworzył. I ściągnął ją do siebie z powrotem, oferując złoty kontrakt. Zadziwiła krytyków kreacją w „Przystanku autobusowym”, potem spróbowała swych sił w Anglii, grając w filmie Laurence’a Oliviera „Książę i aktoreczka”, i... wróciła do roli seksbombki Sugar Kowalczyk w „Pół żartem, pół serio” Billy’ego Wildera.

Jednak uczucie rozczarowania potęgowało się. Rozwód z Millerem, tajemnicze romanse z Johnem i Robertem Kennedym, fiasko marzeń o macierzyństwie — wszystko to sprawiało, że Marilyn wpadała w depresje i — jak jej matka — trafiała na psychiatryczne oddziały. Była coraz bardziej kapryśna i niezdyscyplinowana, zawalała pracę. Ale właśnie wtedy zagrała najpiękniejszą rolę. W „Skłóconych z życiem” była dziewczyną, która chce zerwać z drobnomieszczańskim stylem życia i zostać z kowbojem. Jej romantyczny rycerz prerii okazał się jednak łowcą mustangów do psich jatek. Jeszcze raz rozwiane marzenia. Dokładnie wiedziała, jak taką rolę zagrać.

Latem 1962 r. pracowała przy filmie „Something’s Got to Give”. Na 36 dni zdjęciowych zjawiła tylko 12 razy, wytwórnia zabrała jej rolę. Niedługo później znaleziono ją martwą w domu, obok łóżka leżały puste fiolki po pigułkach nasennych. Mówiono o zabójstwie, ale wiele jednak wskazywało na to, że amerykański Kopciuszek nie wytrzymał napięcia. Był nieszczęśliwy. Po jej śmierci Laurence Olivier powiedział: „Hollywood zrobił z niej gwiazdę, zapominając, że była człowiekiem”.

Kiedy dzisiaj się na nią patrzy, trudno zrozumieć, na czym polegała jej siła. Blondynka, ładna, ale o rysach dość pospolitych. Zgrabna, o dużych piersiach i kobiecych kształtach, ale przecież jak na współczesne standardy zbyt pulchna. Niespecjalnie mądra, niezbyt wyemancypowana. A jednak jest w niej to coś. Ta pewność siebie wypływająca ze świadomości swej atrakcyjności, to spojrzenie spod przymrużonych powiek, ten ruch ręki przytrzymującej fruwającą na wietrze sukienkę. Jakaś niepokojąca i przyciągająca obietnica raju dla kogoś, kto potrafi ją zdobyć.

Pozostało 86% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów