Czułam, że musi dojść do tego przeglądu. Trzeba było przyjrzeć się współczesnej fotografii. Pokaz w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej zatytułowany „Efekt czerwonych oczu. Fotografia polska XXI wieku” to nie tylko diagnoza artystycznego klimatu. Także – specyfika czasów. Kipiel postaw, zainteresowań, wartości lub ich braku. Wszystko na równych prawach.
W sumie gigantyczne przedsięwzięcie. Ale warte wysiłku.
W fotografii ostatnich lat zawrzało. Wykipiało, wlało się do galerii bez podziału na dokument, zdjęcia kreacyjne, inscenizowane, fotoreporterskie, media mieszane. Fotografia zjadła własny ogon i zaczęła podgryzać inne plastyczne dziedziny. Bywa malarstwem (patrz: Wilhelm Sasnal), wideoinstalacją (obrazy Dominika Lejmana, po których „chodzi” widz zarejestrowany przez fotokomórkę), rysunkiem (cykl Sławomira Elsnera – ołówkowe kopie fotek Cindy Sherman), rzeźbą.
Co więcej – zniknął fotoamator. Za to jest fotokomórkarz, lansujący się na forach internetowych. Nikomu nie wadzi szmira, porno, głupoty i wścibstwo. Przeciwnie. Po e-produkcję może sięgnąć każdy. Zrobić z niej dowolny użytek, bo to dobro powszechne, niejako naturalne. Sól ziemi.– Cześć, jestem hiena – przedstawił się Przemysław Stoppa, polski paparazzo. – I postaram się być jeszcze wredniejszy, bo kręci mnie rozpalanie ludzkiej ciekawości. Jedyny mój problem to stawki, nieporównywalne z zachodnimi.
Szokujące? Owszem, ale nie ze względu na szczerość. Bulwersują raczej okoliczności, w jakich, wyznanie padło: jako autokomentarz do prac wystawionych w Ujazdowie. Adam Mazur, kurator „Efektu czerwonych oczu”, postanowił dowieść, że współczesna sztuka wypięła się na zasady – warsztatowe, kompozycyjne, etyczne. Że każdy chwyt dozwolony, byle nie było nudno.