Al Pacino i Robert De Niro — schyłek tytanów

Od piątku w kinach „Zawodowcy”. To powinno być wydarzenie. Al Pacino i Robert De Niro - dwaj mistrzowie amerykańskiego aktorstwa - razem na ekranie! Niestety, nie ma co podziwiać. Film Jona Avneta tylko potwierdza smutną prawdę - kariera obu gwiazdorów od kilku lat tkwi w martwym punkcie

Publikacja: 04.12.2008 19:51

Turk (De Niro) i Rooster (Pacino) są policyjnymi detektywami

Turk (De Niro) i Rooster (Pacino) są policyjnymi detektywami

Foto: Monolith

W „Zawodowcach” tworzą parę nowojorskich detektywów — starych wyjadaczy - którzy pracują razem od 30 lat i znają się na wylot. — Teraz nie ma między nami rywalizacji, była jak byliśmy młodsi - zapewniał dziennikarzy Al Pacino, opisując relację z Robertem De Niro, gdy obaj promowali obraz Jona Avneta podczas londyńskiej premiery.

[b]Obejrzyj [link=http://www.rp.pl/galeria/9146,2,227324.html]galerię zdjęć[/link] z filmu[/b]

Ich drogi przecinały się dotąd trzykrotnie. Po raz pierwszy zagrali w jednym filmie w drugiej części „Ojca chrzestnego” (1974), ale nie mieli okazji wystąpić razem w żadnej scenie. Ta nadarzyła się dopiero 20 lat później, gdy Michael Mann obsadził aktorów w thrillerze „Gorączka” (1995). Na tym tle „Zawodowcy” są wyjątkowi, bo De Niro i Al Pacino pojawiają się wspólnie już od pierwszych minut fabuły.

[srodtytul]Dwaj geniusze[/srodtytul]

Dlaczego spotykali się tak rzadko? W Hollywood długo uważano, że plan filmowy nie pomieści dwóch aktorskich geniuszy. Poza tym, zawsze ich sobie przeciwstawiano. Mimo że studiowali w tej samej szkole - studium aktorstwa Lee Strasberga - gdzie uczono ich, jak w pełni utożsamiać się z kreowaną postacią wedle metody Stanisławskiego, sposób gry aktorów jest odmienny. Al Pacino w każdej roli staje się człowiekiem, który skrywa jakąś tajemnicę. Zdaje się żyć w ciągłym napięciu, na granicy emocjonalnego wybuchu, jak w transie. Natomiast De Niro to kameleon. Jego aktorstwo jest bardzo fizyczne. Robert stosownie do kreowanej postaci dobiera gesty, tembr głosu, sposób poruszania się. Zasłynął też z radykalnych zmian wagi ciała. Aby zagrać podstarzałego boksera Jake'a La Mottę zdecydował się przytyć 27 kilogramów!

Jednak podkreślanie różnic dzielących gwiazdorów nie ma większego sensu. O wiele więcej ich łączy. Obaj wspięli się na szczyt w tym samym czasie, tworząc przy tym wzorzec aktora doskonałego, i obaj znaleźli się teraz w dołku.

[srodtytul]Pierwsze sukcesy [/srodtytul]

Są potomkami włoskich emigrantów. Urodzili się w Nowym Jorku - Pacino w 1940 roku na Bronksie, De Niro trzy lata później w Greenwich Village. Zapowiadało się, że skończą fatalnie. Pacino szwendał się z kumplami. Większość uzależniona była od narkotyków. Jego czekało to samo. Dopiero śmierć najbliższego przyjaciela w wyniku przedawkowania wstrząsnęła Alem. W tym czasie De Niro dorastał w Małej Italii, dzielnicy, w której rząd dusz sprawował Kościół i mafia. Młodemu Robertowi - poprzez zawarte przyjaźnie - bliżej było do drugiej z tych organizacji.

Znakomicie wykorzystali swoje doświadczenia z dzieciństwa na początku kariery. Pacino zwrócił na siebie uwagę Hollywood, gdy przejmująco zagrał Bobby'ego - handlarza prochami - w „Narkomanach” (1971) Jerry'ego Schatzberga. De Niro - po współpracy z Brianem De Palmą - wystąpił w „Ulicach nędzy” (1973) Martina Scorsese, które pokazywały życie młodych ludzi w Małej Italii. Jako szalony Johnny Boy zachwycił publiczność i krytyków.

[srodtytul]Współpraca z mistrzami[/srodtytul]

Dla obu niezwykle ważne było spotkanie z Francisem Fordem Coppolą. Reżyser wbrew woli producentów obsadził Pacino w roli Michaela w „Ojcu chrzestnym” (1972) i bronił aktora, gdy chcieli się go pozbyć w pierwszych tygodniach zdjęć. Już wtedy mogło dojść do spotkania Pacino z De Niro. Robert brany był pod uwagę jako brat Michaela, porywczy Santino. Na zachowanych filmach z prób można zobaczyć z jaką swobodą wchodzi w rolę, ale zarazem za bardzo się popisuje. Zapewne dlatego angaż otrzymał ostatecznie James Caan.

Jako Michael Corleone Pacino stał się z dnia na dzień gwiazdą, ale nigdy za tę przełomową kreację nie otrzymał Oscara. Statuetkę zdobył natomiast De Niro, który w drugiej części mafijnej sagi brawurowo wcielił się w młodego Vita Corleone. To wówczas zaczęto wspominać o rywalizacji obu aktorów. Zdarzało się nawet, że ich mylono. Jedno nie ulegało wątpliwości - byli najwybitniejszymi przedstawicielami swojego pokolenia. Rozkwit ich talentu przypadł na szczególny dla Hollywood czas. Reżyserzy - w atmosferze rewolucji obyczajowej i buntu młodych - szukali gwiazd nowego typu. Na przełomie lat 60. i 70. nie potrzebowali już amantów w typie Cary'ego Granta lub Clarka Gable'a. Liczył się przeciętny wygląd, dzięki któremu zwyczajny widz mógł w pełni utożsamić się z aktorem.

Pacino i De Niro stworzyli po kilka kreacji, które do dziś uznawane są za arcydzieła. Pierwszy, oprócz filmów Coppoli, kapitalnie zagrał w „Serpico” (1973) i „Pieskim popołudniu” (1975) Sidneya Lumeta, „Strachu na wróble” (1973) Jerry'ego Schatzberga i „Sprawiedliwości dla wszystkich” (1979) Normana Jewisona. Drugiemu najbardziej opłaciła się współpraca z Martinem Scorsese. Nakręcili wspólnie osiem filmów, z czego dwa są ich znakiem firmowym: „Taksówkarz” (1976) i „Wściekły byk” (1980). Dramat bokserski o Jake'u La Motcie przyniósł De Niro drugiego Oscara.

Pacino na swoją statuetkę musiał czekać dużo dłużej. Dopiero w 1992 roku przekonał do siebie Akademię, gdy wcielił się w niewidomego pułkownika w „Zapachu kobiety” Martina Bresta.

[srodtytul]Wypaleni gwiazdorzy [/srodtytul]

W latach 90. obaj potrafili jeszcze oczarować widzów. Pacino m.in. w „Życiu Carlita” (1993) i „Donnie Brasco” (1997). De Niro - w „Chłopcach z ferajny” (1990) i „Kasynie” (1995). Razem dali koncert gry w „Gorączce” Michaela Manna. Jednak na początku XXI wieku przyszło wypalenie. W słabych „Zawodowcach” można się przekonać, jak wygląda schyłek dwóch tytanów aktorskiego fachu. Pacino, wcielając się w detektywa Roostera potwierdza, że ugrzązł w rolach zmęczonych życiem facetów. Od czasów „Bezsenności” (2002) Christophera Nolana powtarza jedną minę - zgaszonego człowieka z obwisłymi policzkami. Kilka lat temu przyznał w jednym z wywiadów, że czuje się zagubiony, nie potrafi znaleźć punktu oparcia dla własnej kariery. Podobnie było ponad 20 lat temu, gdy przechodził swój największy kryzys. Wówczas zniknął na kilka lat z ekranów, by uwolnić się od prochów i alkoholu. Teraz nie ma problemów z używkami, ale częściej niż na planie filmowym można go spotkać z dwójką synów bliźniaków w nowojorskim Central Parku. Mimo kilku romansów nigdy nie założył rodziny. Może zbliżając się do siedemdziesiątki chce nadrobić stracony czas i sprawdzić się jako ojciec? W kinie już nic udowadniać nie musi.

W rolach De Niro też nie widać dawnego żaru, skłonności do ryzyka, poświęceń. Skwaszona mina, grymasy, nerwowe tiki - stosuje powtarzające się środki wyrazu niezależnie od tego czy gra w komedii („Poznaj moich rodziców”), czy kryminale („Zawodowcy”). Aktorstwo już go nie pochłania. Prowadzi sieć restauracji, jest szefem firmy producenckiej Tribeca. Stworzył również nowojorski festiwal o tej samej nazwie, by ożywić Manhattan po zamachach z 11 września 2001 roku. Jego pasją stała się także reżyseria. Debiutował w 1993 roku „Prawem Bronksu”, a dwa lata temu nakręcił „Dobrego agenta”, którego pokazał na festiwalu w Berlinie.

Pacino też lubi stawać za kamerą, ale w przeciwieństwie do De Niro, swoje reżyserskie próby niechętnie pokazuje publicznie. Jego pierwszym filmem był „Sposób na Ryszarda” (1996). Ma jeszcze na koncie: „Local Stigmatic” i „Chinese Coffee” (wszystkie ukazały się w Stanach na DVD). Te obrazy są dla niego rodzajem terapii. Przyznaje, że realizuje je po to, by nabrać dystansu do świata, wyciszyć się wewnętrznie, znaleźć właściwy rytm pracy.

[srodtytul]Artystyczne credo[/srodtytul]

Pacino spokój odnajduje również dzięki twórczości Szekspira. W wywiadach obficie cytuje sztuki Stratfordczyka, ale dla dziennikarzy nie jest łatwym rozmówcą. Otwiera się powoli, niechętnie. Często zbywa pytającego półsłówkami. Uchodzi za milczka, tak jak Robert De Niro, który wywiadów udziela jeszcze rzadziej. Nie zależy im na byciu celebrities, nie zabiegają o popularność. — Aktorzy zawsze są outsiderami... jesteśmy niepokornymi włóczęgami, bardami, wyrzutkami — mówił Al Pacino w wywiadzie z Lawrencem Grobelem. Tłumaczył, że boi się odsłonić, bo przestanie być „niepokojący i ciekawy” na dużym ekranie. Zachować czystość wykreowanych postaci, ocalić siłę iluzji kina - to jest dla Pacino najważniejsze. De Niro z pewnością pod takim credo, by się podpisał.

W „Zawodowcach” tworzą parę nowojorskich detektywów — starych wyjadaczy - którzy pracują razem od 30 lat i znają się na wylot. — Teraz nie ma między nami rywalizacji, była jak byliśmy młodsi - zapewniał dziennikarzy Al Pacino, opisując relację z Robertem De Niro, gdy obaj promowali obraz Jona Avneta podczas londyńskiej premiery.

[b]Obejrzyj [link=http://www.rp.pl/galeria/9146,2,227324.html]galerię zdjęć[/link] z filmu[/b]

Pozostało 95% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów