Miejskie sacrum, czyli historia wyciągnięta z ukrycia

W stanie wojennym fotografowanie ukrytych w podwórkach kapliczek dawało jej wytchnienie. Choć część świętych figur już zniknęła, pasja Anny Beaty Bohdziewicz pozostała. Artystka kończy właśnie pracę nad albumem „Warszawskie kapliczki”.

Publikacja: 10.04.2009 16:03

Kapliczka przy Brzeskiej 13 – tak zwana Śmietnikowa

Kapliczka przy Brzeskiej 13 – tak zwana Śmietnikowa

Foto: Życie Warszawy, Anna Bohdziewicz Anna Bohdziewicz

Zaczęło się od Mokotowa – wspomina Bohdziewicz. – Mieszkałam tu i nawet nie wiem, kiedy na moich zdjęciach pojawiły się kapliczki. Pierwsza to ta z Puławskiej, róg Olszewskiej. Później zaczęłam szukać ich w mijanych na co dzień kamienicach, dostrzegać wokół.

I tak w 1981 r. zrodziła się autorska kolekcja. Dziś liczy ok. 2 tys. fotografii. Ponad 200 z nich znajdzie się w opatrzonym wspomnieniami warszawiaków albumie, który w maju wyda Dom Spotkań z Historią.

– Nie sfotografowałam jeszcze wszystkich – zaznacza Bohdziewicz. Szacuje się, że jest ich ok. 400, choć dokładnej liczby nikt nie zna. – Kapliczki i figury świętych są zwykle ukryte w podwórkach, a nawet we wnętrzach budynków. Niełatwo wpaść na ich ślad, a przecież są ściśle związane z historią miasta. Są też bardzo fotogeniczne. Dlatego postanowiłam je pokazać w albumie – mówi artystka, znana m.in. jako autorka cyklu „Fotodziennik, czyli piosenka o końcu świata“, dokumentującego życie w Polsce od lat 80.

[srodtytul]Religia a tożsamość [/srodtytul]

Z inicjatywą stworzenia publikacji wyszedł Jan Jabłkowski, prezes Domu Towarowego Bracia Jabłkowskich. Od 2004 r. w podwórku kamienicy przy Chmielnej 21 prowadzi galerię pokazującą zjawiska i postaci związane z Warszawą. W ramach promocji albumu za miesiąc swoje prace wystawi tu też Bohdziewicz.

– Dwa lata temu pokazaliśmy kilka fotografii śródmiejskich kapliczek. Prezentacja bardzo się spodobała. Wśród odwiedzających byli i tacy, którzy przychodzili po kilka razy – wspomina Jabłkowski.

Skąd to zainteresowanie symbolami ludowej religijności? Dla Jabłkowskiego odpowiedź jest prosta.

– Pierwsze słowo, które mi się nasuwa, to autentyzm – mówi. – Tak niewiele mamy wokół siebie przykładów dziedzictwa, które powstało oddolnie i przetrwało dzięki staraniom zwykłych ludzi – mówi, podkreślając, że pochodzące z okresu wojny kapliczki świadczą o tożsamości Warszawy.

– Pochwalić może się nimi niewiele innych miast – zaznacza. Pozostały jednak tylko tam, gdzie jest przedwojenna zabudowa. Najwięcej w Śródmieściu, m.in. przy ul. Wspólnej, Marszałkowskiej, Dobrej, i na Pradze przy Stalowej, Wileńskiej, Grochowskiej. Zdarzają się też na Woli, Ochocie, Mokotowie i Żoliborzu.

[srodtytul]Świadkowie odchodzą[/srodtytul]

Najstarsze stołeczne kapliczki pochodzą z XVII w. Wznoszono je, by upamiętnić ważne wydarzenia, okazać wdzięczność za ocalenie od ognia, głodu czy chorób lub po prostu chcąc zapobiec nowym katastrofom.

Większość podwórkowych miejsc kultu powstała jednak w 1943 roku. Dlaczego wtedy?

– Minęły cztery lata od wybuchu wojny. Zmęczeni okupacją mieszkańcy szukali oparcia w wierze, a do kościołów mieli ograniczony dostęp – tłumaczy Magdalena Stopa, historyk sztuki i dziennikarka, która zebrała wspomnienia mieszkańców fotografowanych kamienic. Odnalazła ich, posiłkując się listą kapliczek, które w 1984 r. w galerii Format zostawili goście wystawy prac Bohdziewicz.

– Od tamtej pory niemal nie zaglądałam do tych zapisków. Teraz okazały się niezastąpione – wspomina fotograf.

W sumie Stopa umieściła w albumie wypowiedzi 31 osób. Świadków okupacyjnych wydarzeń szukała ponad rok.

– O nie, nie, wyprowadzili się na wieczność, spóźniła się pani jakieś dziesięć lat – to zdanie historyk sztuki słyszała najczęściej, pukając do drzwi osób, które jeszcze mogą pamiętać historię wybranych kapliczek.

– Ci, którzy mieli wówczas po 20 lat, dziś dobiegają dziewięćdziesiątki. To ostatni moment na dotarcie do nich – zaznacza.

Poszukując świadków historii, dziennikarka odwiedziła wszystkie dzielnice. Najwięcej wspomnień zebrała na podwórkach Śródmieścia i Pragi.

– Nie zawsze łatwo jest się tam dostać. Często przeszkodą jest domofon – wspomina Stopa z uśmiechem. – A potem nadchodzi czas mozolnej wędrówki od mieszkania do mieszkania, z piętra na piętro.

Na problemy z dotarciem do kapliczek natrafiała również Bohdziewicz. Dziś, nie kiedyś. – W latach 80. bez problemu można było wejść na podwórka. W stanie wojennym stały się wręcz azylem. Fotografować było tam bezpieczniej niż na ulicy – mówi artystka, która zasłynęła m.in. serią reportaży o „Solidarności“.

[srodtytul]Madonna Śmietnikowa[/srodtytul]

Z wchodzeniem do bram problemu nie ma 19-letnia Magda Giza. Mieszka przy Brzeskiej. Tu poznała ją Magdalena Stopa.

– Podczas poszukiwań świadków historii natrafiałam też na młodych ludzi. Dbają o to, by pamięć o kapliczkach i ich historii nie zniknęła, identyfikują się z miejscem i mówią z szacunkiem o ludziach opiekujących się figurami – podkreśla, przywołując jedną ze spisanych opowieści. Zasłyszała ją od 30-letniego Dawrana Marcinkowskiego z ul. Ząbkowskiej.

– U nas, na Pradze, kapliczek jest mnóstwo, po kilka na każdej ulicy. Mieszkańcy różnie się do nich odnoszą, zależy od człowieka. Dla niektórych to nie ma znaczenia, wisi im. A inni dbają. Kwiaty przynoszą, świece palą. Jedno jest pewne, ciągle ktoś je fotografuje. To wyraźnie jest osobliwość. Wycieczki przychodzą. Nawet chińskie! Słowo daję! – wspomina mężczyzna.

Właśnie takie zagraniczne wycieczki po Pradze prowadzi Magda Giza. A wszystko za namową nauczyciela z gimnazjum.

– Ojciec powiedział mi: wiedza, którą masz, nie ma wartości, dopóki się nią nie podzielisz. Więc bez pośrednictwa biur, bez kasy, oprowadzam turystów, opowiadając im to, co mówią mi sąsiedzi – tłumaczy nastolatka.

Wycieczkowiczów prowadzi od Latynoski, przez Śmietnikową, do Meksykańskiej.

– Przyjaciele często nadają sobie jakieś pseudonimy. My na podwórku wymyśliliśmy nowe nazwy dla kapliczek, bo jak nie nazwać „Śmietnikową“ kapliczki przy śmietniku? – śmieje się.

Nazywanie przedmiotów to jeden ze sposobów ich oswojenia. Podobnie z ozdabianiem.

– Lampki, różańce, ryngrafy, kwiaty, obrazki świętych, a nawet maskotki – wszystko można tu znaleźć – wylicza Bohdziewicz. Z wykształcenia etnograf, przywiązuje dużą wagę do mowy tych przedmiotów.

– Lubię je fotografować, bo wytwory człowieka niosą w sobie wiele znaczeń. Kapliczki tyle samo mówią o cierpieniu, co o nadziei. Kryją wiele światów.

Bohdziewicz ma swoją ulubioną figurę Matki Boskiej. Stoi przy ul. Stalowej 11.

– Wokół głowy ma aureolę z lampek w osłonkach zrobionych z plastikowych butelek, które tworzą coś w rodzaju hełmu. Nazwałam ją więc „Kosmonautką“ – mówi artystka.

[srodtytul]Podwórkowy talizman[/srodtytul]

Swoje nazwy potoczne mają też typy kapliczek. To duże pole do popisu, tym bardziej że w Warszawie są chyba wszystkie rodzaje miejsc do modlitwy: słupowe, naścienne, nadrzewne, wmurowane, skrzynkowe...

– Mogą być równie dobrze wykonane na zamówienie przez profesjonalnych artystów, jak i zbite dosłownie z kilku desek przez mieszkańców. To nie ma znaczenia. Niektóre są biedne, inne przeładowane kiczowatymi dewocjonaliami. Ale wszystkie urzekają szczerością. Ważna jest rola, jaką pełnią – podkreśla Bohdziewicz.

Rolę talizmanu większość kapliczek pełni do dziś.

– Choć wielu mieszkańców już nie pamięta, kto je zrobił i jakie towarzyszyły temu wydarzenia, wszyscy przywiązują do nich dużą wagę – mówi autorka wspomnień z albumu.

Czy to dozorca, czy sąsiadka zza drzwi – zawsze znajdzie się ktoś, kto podejmie się opieki nad kapliczką.

Nie wszystkie budowle ocierają się o kicz, wszystkie urzekają prostotą. Ta narodzona spontanicznie strefa sacrum wbrew pozorom w przeciągu 30 lat – odkąd zafascynowała się nią Bohdziewicz – wcale nie zanika.

– Te, których już nie ma, nie zniknęły z winy mieszkańców – zaznacza artystka. – Najczęściej to skutek rozwoju miasta – remontów czy wyburzeń, a nie zaniedbania zwykłych ludzi.

[ramka][srodtytul]Jedna z opowieści o warszawskich kapliczkach[/srodtytul]

[b]Historia figury Chrystusa przy Emilii Plater 13, opowiedziana przez Witolda Pieczyńskiego i wykorzystana w albumie Anny Beaty Bohdziewicz i Magdaleny Stopy„Warszawskie kapliczki“ [/b]

Jestem już czwartym pokoleniem w tym mieszkaniu! Właśnie obchodziłem sześćdziesiąte urodziny i tyle samo lat tu mieszkam. Babcia opowiadała mi, że figurę Chrystusa ufundowali właściciele kamienicy, równocześnie z budową domu. Jeśli to prawda, to miałaby teraz przeszło sto lat. Tak czy owak swoje przeżyła. To pewne. Przetrwała trzydziesty dziewiąty i czterdziesty czwarty, chociaż bomby leciały tu straszne. Pod czternastką, dwunastką i siódemką wszystko się rozleciało. Ludzie modlili się przy figurze i w czasie okupacji, i w czasie powstania. Ciężko było. Przed naszą kamienicą odbyła się nawet egzekucja. Niemcy złapali młodych, którzy robili tutaj granaty. Dziewięć osób zastrzelili na środku ulicy.

Już po wojnie dozorca – pan Zaremba – utrącił figurze nos. Rzucał kamieniem za chłopakami, którzy przeskakiwali przez mur. Potem to naprawił, ale w tym roku dwóch sąsiadów zaczęło figurę remontować i znowu utrącili nos! I jeszcze do tego dwa palce. Skrobali farbę, bo odchodziła płatami. Tak się łuszczyła, że płaszcz Chrystusa, dawniej bordowy, był już cały w białe plamy. Mieli figurę pomalować, ale na razie tak jest, jak jest. Nikt się tym nie interesuje, żaden tam konserwator. Zeszłej zimy samochód uderzył w Chrystusa i całkiem go przesunął. Nieźle się napracowaliśmy, żeby wrócił na miejsce.

Niedawno kamienicę odzyskał właściciel. Niestety, nic nie remontuje, tylko czynsz nam ciągle podnosi.

Kiedyś to było spokojne miejsce: w drugim podwórku ogródek, dozorca z prawdziwego zdarzenia, o godz. 23 zamykał bramę. W ogóle, gdyby nie ta głupia wojna, to by piękne miasto było. A tak, wiadomo... U nas teraz półświatek się kręci, ludzie napływowi, z przydziału socjalnego. Parę lat temu kabel satelitarny chcieli nam zakładać, ale ci z sąsiedniej klatki myśleli, że to z elektrowni przyszli prąd im odciąć. Na wszelki wypadek facetów pobili, no i kabla do dziś nie ma. Bywa nie za wesoło, nawet morderstwa. Ostatnie w zeszłym roku.

Ale figurę ludzie szanują. Gdyby ktoś chciał ją zniszczyć, to tutaj od razu kilka noży by dostał. Widać ją zresztą nawet z satelity, syn mi pokazywał, w Internecie. Ona w ogóle wzbudza ogólną ciekawość, chociaż żadnych objawień czy uzdrowień nie było. Ciągle ktoś ją fotografuje. Zwłaszcza Amerykanie i Japończycy z Marriotta. Rano jogging sobie urządzają i jak tylko zobaczą Chrystusa, to zaraz wracają z aparatem. Poza tym młodzież. Ubaw mamy niezły, bo kucają z tymi aparatami, siadają na chodniku. Niektórzy nawet się kładą. Ciągle też u nas filmy kręcą. „Doktor Murek“, „Pokolenie“, według Czeszki, a ostatnio „E=mc2“, „Kryminalnych“ i „Zamach“ z Siemionem. No i kolędy były nagrywane, dzieci śpiewały na klatce schodowej. Pomalowali nam ją wtedy w białobłękitne chmurki. Aż do trzeciego piętra. Mieli potem zamalować, ale zostały. Trzeba przyznać, że trochę dziwnie to wygląda.

[i]—wysłuchała i spisała Magdalena Stopa[/i]

[i]Zdewastowana kamienica straszy gołą, poczerniałą cegłą. Powstała pod koniec XIX wieku. Część mieszkań jest opuszczonych, bez lokatorów. Obok bramy wejściowej, na wolno stojącym murze, wisi tablica z inskrypcją: „TU 1 SIERPNIA 1944 HITLEROWCY ROZSTRZELALI 9 POLAKÓW“. Figura Chrystusa stała dawniej przy murze oddzielającym podwórko od sąsiedniej posesji. Kilka lat temu mur rozebrano i teraz jest widoczna z ulicy.

Witold Pieczyński razem z rodziną zajmuje mieszkanie, w którym lokatorami byli już jego pradziadkowie, potem dziadkowie i rodzice. On sam urodził się w 1948 roku. Przez 40 lat był pracownikiem Poczty Polskiej.[/i][/ramka]

Zaczęło się od Mokotowa – wspomina Bohdziewicz. – Mieszkałam tu i nawet nie wiem, kiedy na moich zdjęciach pojawiły się kapliczki. Pierwsza to ta z Puławskiej, róg Olszewskiej. Później zaczęłam szukać ich w mijanych na co dzień kamienicach, dostrzegać wokół.

I tak w 1981 r. zrodziła się autorska kolekcja. Dziś liczy ok. 2 tys. fotografii. Ponad 200 z nich znajdzie się w opatrzonym wspomnieniami warszawiaków albumie, który w maju wyda Dom Spotkań z Historią.

Pozostało 96% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu