Reklama

Travolta – łysy, gruby i kiepski

Do kin weszły „Pozdrowienia z Paryża” - kino akcji wyprodukowane przez Luca Bessona, w którym jedną z głównych ról gra John Travolta. Kiedyś ich spotkanie byłoby wydarzeniem. Dziś zasługuje na uśmiech politowania

Aktualizacja: 23.02.2010 20:09 Publikacja: 22.02.2010 10:23

Pozdrowienia z Paryża

Pozdrowienia z Paryża

Foto: Monolith films

Był 1994 rok. Luc Besson właśnie nakręcił „Leona zawodowca”. Romantyczny thriller o przyjaźni zawodowego zabójcy z dziewczynką okazał się międzynarodowym hitem, potwierdzając, że Besson posiadł wyjątkową umiejętność łączenia hollywoodzkiego stylu i warsztatu z europejską wrażliwością. Na liście najlepszych reżyserów nie było bardziej gorącego nazwiska.

W tym samym czasie swoje wielkie chwile przeżywał John Travolta. Po latach zawodowych upokorzeń i fatalnego doboru filmów, wreszcie trafił w dziesiątkę. W „Pulp Fiction” Quentina Tarantino zgodził się zagrać gangstera Vincenta Vegę. Niemal każdy jego gest, uśmiech lub spojrzenie stały się kultowe. A sposób w jaki tańczył rock and rolla, wywołał gorączkę porównywalną z szałem ery disco, gdy Travolta był gwiazdą musicalu „Grease”.

[srodtytul] Filmy spod jednej sztancy [/srodtytul]

Gdyby w połowie lat 90. Besson uległ namowom Amerykanów i przyjął ofertę pracy za oceanem, a Travolta szukał po „Pulp Fiction” kolejnych wyzwań, być może uwielbiany przez widzów reżyser pracowałby z najpopularniejszym aktorem... Niestety, spotkali się dopiero teraz - z okazji „Pozdrowień z Paryża”.

Besson chwali się w wywiadach, że zawsze odmawia Hollywood. Nie cierpi bowiem systemu, w którym reżyser jest niewolnikiem producenta skazanym na tłoczenie filmów spod jednej sztancy.

Reklama
Reklama

Tyle że jako właściciel studia EuropaCorp prowadzi podobną politykę. Sam zajął się realizacją nachalnie promowanych bajek (cykl o Minimkach), a kolegom po fachu zleca robienie brutalnego kina akcji, które powiela hollywoodzkie wzorce klasy B.

Nie inaczej jest w przypadku „Pozdrowień z Paryża”. Młody pracownik ambasady Stanów Zjednoczonych wykonuje drobne zlecenia od CIA. Jednak marzy o karierze superagenta. Będzie mógł się wykazać, gdy do stolicy Francji przyjedzie Charlie Wax. As amerykańskich specsłużb tropi handlarzy narkotyków, którzy mają go zaprowadzić do komórki Al-Kaidy. Ale bez pomocy żółtodzioba nie da sobie rady...

Sensacyjny wątek pełni jedynie rolę ozdobnika. Podobnie jak Kasia Smutniak, polska modelka i aktorka, która wciela się w femme fatale. W istocie nie jest ważne, czy Wax podąża za terrorystami czy walczy z gangiem z podwórka lub pięknymi kobietami. Liczy się pozbawione stylu łubu-du przerywane efekciarską strzelaniną.

[srodtytul]Misiowaty gwiazdor[/srodtytul]

Oczywiście Waxa gra Travolta. Łysy jak kolano — z kozią bródką. To kolejny eksperyment gwiazdora z wyglądem. W musicalu „Lakier do włosów” (2007) zagrał korpulentną mamusię głównej bohaterki. W filmie science fiction „Bitwa o Ziemię” (2000) - kosmitę przypominającego psa.

Jednak tym razem uwagę zwraca nie to, co jest wyeksponowane, ale to, co realizatorzy próbują ukryć.

Reklama
Reklama

Chodzi o tuszę Travolty. Misiowaty gwiazdor ma być w „Pozdrowieniach z Paryża” jak Terminator skrzyżowany z Brucem Lee. Jednak wyczucie rytmu i gibkość, którymi kiedyś imponował, zniknęły. Co z tego, że montażysta stosuje gwałtowne przejścia między ujęciami lub próbuje czarować widza zwalnianiem ruchu w kadrze, skoro i tak widać, że Travolta jedynie stoi i markuje ruchy.

[srodtytul]Ćwierćfunciak z serem [/srodtytul]

To nie jest pierwszy występ, w którym aktor ociera się o Złotą Malinę. Odebrał ją wcześniej za „Bitwę o Ziemię”, a w ostatnich latach dołożył jeszcze kilka nominacji. Ten dorobek tylko potwierdza, że znowu spadł ze szczytu. Pojawia się w niewybrednych komediach, marnym kinie sensacyjnym. Gra nadekspresyjnie, jakby się popisywał, a nie budował role.

Travolta i Besson są w podobnej sytuacji. Obaj korzystają z kredytu zaufania, który zdobyli przed laty u widzów i odcinają kupony od sławy.

W „Pozdrowieniach z Paryża” Charlie Wax zajada się ćwierćfunciakami z serem - hamburgerami, z których pokpiwał sobie Vincent Vega w „Pulp Fiction”. Ten żart miał zapewne rozbawić kinomanów. Ale efekt jest odwrotny do zamierzonego. Scena przywołuje bowiem rok 1994, uświadamiając w jakim punkcie kariery Travolta i Besson byli wtedy, a gdzie są teraz.

Na [link=http://rottentomatoes.com]rottentomatoes.com[/link] - popularnej stronie poświęconej nowym filmom „Pozdrowienia z Paryża” zdobyli jedynie 35% pozytywnych recenzji. Po dwóch tygodniach wyświetlania za oceanem mają na koncie nieco ponad 19 milionów dolarów.

Był 1994 rok. Luc Besson właśnie nakręcił „Leona zawodowca”. Romantyczny thriller o przyjaźni zawodowego zabójcy z dziewczynką okazał się międzynarodowym hitem, potwierdzając, że Besson posiadł wyjątkową umiejętność łączenia hollywoodzkiego stylu i warsztatu z europejską wrażliwością. Na liście najlepszych reżyserów nie było bardziej gorącego nazwiska.

W tym samym czasie swoje wielkie chwile przeżywał John Travolta. Po latach zawodowych upokorzeń i fatalnego doboru filmów, wreszcie trafił w dziesiątkę. W „Pulp Fiction” Quentina Tarantino zgodził się zagrać gangstera Vincenta Vegę. Niemal każdy jego gest, uśmiech lub spojrzenie stały się kultowe. A sposób w jaki tańczył rock and rolla, wywołał gorączkę porównywalną z szałem ery disco, gdy Travolta był gwiazdą musicalu „Grease”.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Reklama
Film
Złoty Lew dla Jima Jarmuscha za „Father Mother Sister Brother”
Film
Wenecja 2025: Złoty Lew dla Jima Jarmuscha za „Father Mother Sister Brother”
Film
Wenecja 2025: Dla kogo wenecki Złoty Lew?
Film
Ostatnie godziny umierającej małej Palestynki. Jedna z dziesięciu tysięcy
Film
Nie żyje aktor Graham Greene. Miał 73 lata
Reklama
Reklama