[b]Wykształcenie zdobył pan we Francji i Wielkiej Brytanii. Czy myślał pan o emigracji?[/b]
[b]Raffi Pitts:[/b] Przez wiele lat mieszkałem za granicą, ale nie mógłbym na zawsze opuścić Iranu. Zamiast o emigracji marzyłem o tym, by zostać reżyserem. Kino to – jak powiedział w 1947 r. Frank Capra – uzależnienie. Po raz pierwszy opuściłem Iran, gdy wybuchła wojna z Irakiem – moja mama chciała mnie przed nią uchronić. Zawsze mieliśmy ze sobą świetny kontakt. Między nami jest tylko 16 lat różnicy, więc traktowałem ją jak starszą siostrę. Ojciec zostawił nas, gdy miałem pięć lat. Uciekliśmy więc z kraju. Uczyłem się w Paryżu i w szkołach z internatem w Londynie, w których rówieśnicy dali mi nieźle popalić. Nikt nie lubił Irańczyków. Postrzegano mnie i moich rodaków jako terrorystów.
A przecież dziecka nie można uznać za reprezentanta kraju! Nigdy nie poznałem nikogo, kogo mógłbym uznać za osobę skupiającą w sobie cechy całego narodu… W Londynie skończyłem też szkołę filmową w 1987 r.
[b]Kiedy wrócił pan do Iranu?[/b]
Trzy lata potem. I zauważyłem, że nic się w kraju nie zmieniło. Czas stanął w miejscu. Jak wcześniej – istniała dyktatura, istniała cenzura…