Świetny brytyjski dokument nakręcony w 2008 roku na zamówienie National Geographic to pasjonująca opowieść o świecie przyrody i koegzystencji gatunków. Ale także pouczająca lekcja ekologii pokazująca dramatyczne skutki ingerencji naszej cywilizacji w życie dzikich zwierząt. Skrzypłocze (na zdjęciu), spokrewnione z pająkami i skorpionami, są fenomenem od lat zajmującym naukowców. Mają niezwykle twarde i wytrzymałe pancerze, które potrafią przebić tylko rekiny i żółwie.
Dzięki kilku parom oczu doskonale widzą w ciemności i rozpoznają fazy księżyca. Na odnóżach mają receptory smakowe i dotykowe. Ale z punktu widzenia badaczy najcenniejsza jest ich niebieska krew, która ma znakomite właściwości antybakteryjne i jest szeroko stosowana w medycynie. Niecały litr płynu kosztuje 15 tys. dolarów. Skrzypłocze traktowane są więc jak dawcy krwi – specjaliści pobierają ją, a później wypuszczają zwierzęta do morza. Większość dobrze znosi zabieg, ale około 13 procent przypłaca go życiem.
Bardziej tragiczny dla populacji skrzypłoczy okazał się inny proceder. Te unikatowe stawonogi są świetną przynętą na węgorze. W latach 90. rybacy bezkarnie odławiali miliony sztuk. Gatunek został zdziesiątkowany. Zwierzęta padały ofiarą rybaków zwłaszcza w okresie godowym, gdy z morskich głębin wychodziły na plaże. Większość zadomowiła się u wschodnich wybrzeży Ameryki Północnej. W odpowiedzi na apele naukowców i ekologów władze stanu Delawere wprowadziły dwuletni zakaz połowu skrzypłoczy.
Nie wiadomo, czy ten czas wystarczy, by odbudować populację. A w grę wchodzi nie tylko życie skrzypłoczy. Poważnie zagrożona jest także przyszłość niewielkich ptaków biegusów, które żywią się ich jajami. W ciągu ostatnich 5 lat liczebność biegusów spadła o 70 procent...
12.05 | TVP 2 | wtorek