Wujek Boonmee - film

„Film jest jak podróż w czasie”. W przypadku tajlandzkiego realizatora nie tylko fabuł, lecz także wideoartu i instalacji, ta jego opinia może się okazać pomocna w zrozumieniu „Wujka…” – laureata Złotej Palmy i tajlandzkiego kandydata do Oscara

Publikacja: 20.01.2011 15:29

Główna oś akcji to ostatnie dni umierającego na chorobę nerek bohatera

Główna oś akcji to ostatnie dni umierającego na chorobę nerek bohatera

Foto: AP MANANA

Weerasethakul to twórca odważny i oryginalny, wcześniej już dwa razy nagrodzony w Cannes i nominowany do weneckiego Złotego Lwa. W Polsce znamy go właściwie tylko z pokazów rewelacyjnej parodii tajskich musicali – „The Adventure of Iron Pussy”.

W jego filmach przewija się tematyka snów, związków z naturą i ludzkiej seksualności. Jedna z sekwencji „Wujka…” w całości poczęła się we śnie reżysera. Inne ważne inspiracje to tajskie kino lat 60. i 70., ludowe opowieści z ich światem duchów i magii oraz własna twórczość.

Dla „Wujka…” warto odrzucić odbiór intelektualny na rzecz emocjonalnego, gdyż zamiast klasycznej akcji mamy w nim raczej nagromadzenie uczuć, nie zdarzeń. Główna oś akcji to ostatnie dni umierającego na chorobę nerek tytułowego bohatera, który wraz ze szwagierką i pielęgniarzem przyjeżdża do swego wiejskiego domu. Tam odwiedzają go duchy zmarłej żony i syna (ten jest porosły sierścią, o wyglądzie Chewbaki z „Gwiezdnych wojen”). Wszyscy wyruszają na nocną wyprawę do dżungli. Świat duchów koegzystuje tu z ludzkim. Wolne tempo pozwala się rozkoszować obrazem i zagadkowymi postaciami.

Film jest z jednej strony buddyjską przypowieścią o karmie i reinkarnacji – umierający Boonmee żałuje nie tylko zamordowania wielu komunistów, lecz także szkodników w swoim gospodarstwie. Z drugiej – opowieścią o kinie. Na ekranie mamy bowiem podane w dwugodzinnej pigułce kilka gatunków, m.in. dramat kostiumowy, dokument, klasyczne kino oraz poprzedniczkę kina, fotografię, w odrębnej sekwencji.

„Wujek Boonmee…” zaskakuje, hipnotyzuje, bawi i wprawia w dobry nastrój. Każdemu pozostawia możliwość własnej interpretacji.

[ramka]...który potrafi przywołać swoje poprzednie wcielenia, Tajlandia, W. Brytania, Francja, Niemcy, Hiszpania, Holandia 2010, reż. Apichatpong Weerasethakul, wyk. Thanapat Saisaymar, Sakda Kaewbuadee[/ramka]

Weerasethakul to twórca odważny i oryginalny, wcześniej już dwa razy nagrodzony w Cannes i nominowany do weneckiego Złotego Lwa. W Polsce znamy go właściwie tylko z pokazów rewelacyjnej parodii tajskich musicali – „The Adventure of Iron Pussy”.

W jego filmach przewija się tematyka snów, związków z naturą i ludzkiej seksualności. Jedna z sekwencji „Wujka…” w całości poczęła się we śnie reżysera. Inne ważne inspiracje to tajskie kino lat 60. i 70., ludowe opowieści z ich światem duchów i magii oraz własna twórczość.

Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu