Film wymaga uwagi, poddania się rytmowi opowieści. Dokumentalistka Jeanette Groenendaal mnoży wątki, podąża za bohaterami i nie troszczy się o zagubionych widzów. Jednak cierpliwość zostaje nagrodzona, pozorny nieład z czasem się wyjaśnia. Głównym bohaterem jest 62-letni Arend ter Horst, od 30 lat uzależniony od kokainy. Spędza dużo czasu w Internecie, tropi spiski, szuka wyjaśnień i znajduje zaskakujące odpowiedzi. Jest przekonany o sprzysiężeniu wymierzonym przeciw ludzkości: obecności DNA nie z naszej planety, które zniszczy Ziemian, sekretnej wojnie CIA, nieustannych podsłuchach i obserwacjach tajnych służb.
– Wszędzie wokoło są szpiedzy, nawet na latarniach ulicznych albo jako nurkowie – mówi rozgorączkowany. – Życie staje się nie do zniesienia.
Obsesje Arendta potężnieją z każdym dniem, ale nie są – jak się okazuje – tylko skutkiem zażywania narkotyków. Występujący w filmie adwokat dowodzi, że od czasu wejścia w życie ustawy zezwalającej na potajemne instalowanie urządzeń śledczych, pluskiew w domach nie czuje się wolnym obywatelem w swoim kraju.
– Obserwuję to zjawisko, ale go nie rozumiem – mówi w filmie. – Nigdy nie rozmawiam swobodnie przez telefon. Podsłuchują moje rozmowy z klientami.
W kwestii narkotyków Holandia uważana jest za najbardziej tolerancyjny kraj w Europie. Była pierwszym państwem, w którym wprowadzono podział na narkotyki miękkie i twarde. Do pierwszej grupy używek zaliczono marihuanę i haszysz. Można je nabywać w specjalnie utworzonych w tym celu coffee shopach.