50 lat temu, 5 sierpnia 1962 roku, zmarła Marilyn Monroe. Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"
Billy Wilder powiedział kiedyś, że o Marilyn Monroe napisano więcej książek niż o II wojnie światowej. Reżyser dodał po chwili wahania, że „była zresztą między nimi pewna analogia – to było piekło, ale piekło potrzebne". Trudno może dociec, co potrzebnego filmowiec polsko-żydowskiego pochodzenia widział w II wojnie światowej, co do Marilyn można mu chyba jednak zaufać. Pracował z nią wielokrotnie. Dla jednych była narcystyczną gwiazdką, inni dostrzegli w niej, jakkolwiek dziwnie to brzmi, niedoceniony talent. I jednych, i drugich jednak fascynowała. Podobnie jak wszystkie następne pokolenia.
Niczym się nie wyróżniała
Faktem jest, że w pierwszych latach życia przyszła Marilyn Monroe lekko nie miała. O ile z całą pewnością wiadomo, że przyszła na świat 1 czerwca 1926 r. o godz. 9.30, o tyle nie ma pewności, kto był tego przyjścia sprawcą. Urodziła ją Gladys Pearl Monroe – zatrudniona w Hollywood montażystka filmowa, która z Fabryki Snów pobierała jednak nie tylko pensję, ale też lekcje obyczajowości. „Gladys zawsze z kimś spała" – wspominał później jej przyjaciel Olin Stanley. Poniekąd fakt ten tłumaczy, dlaczego w momencie narodzin Marilyn – wówczas jeszcze Normy Jeane Mortenson – była skazana na los sieroty. Gladys i jej ówczesny małżonek Martin Edward Mortenson rozstali się przed narodzinami córki – on zniknął na zawsze z pola widzenia popkultury, ona kontynuowała swój hollywoodzki tryb życia, sporadycznie odwiedzając córkę wychowującą się w rodzinach zastępczych, okazjonalnie również w sierocińcach.
„Rodzice wszystkich dzieci w Domu (sierocińcu) umarli. Ja miałam co najmniej jednego rodzica, matkę. Ale ona mnie nie chciała. Zbyt się wstydziłam, aby próbować wyjaśnić to innym dzieciom" – mówiła po latach Marilyn. Swoją urodę zaczęła odkrywać i – co przyznawała – wykorzystywać ok. 14. roku życia. Jednak nawet tym nie do końca dane było jej się wówczas nacieszyć. Jej pierwsze małżeństwo zaaranżowali przybrani rodzice, gdy skończyła 16 lat. Wtedy była już pięknością. A jak wyglądało to wcześniej? „Wyglądała jak wszystkie inne dzieci, które odebrałem. Niczym się nie wyróżniała" – ze zrozumiałym zniecierpliwieniem odparł zamęczany przez dziennikarzy położnik, dr Herman M. Beerman.
Malowane samoloty
Kiedy Norma wychodziła za mąż, był rok 1941, jej narzeczony Jim Daugherty miał lat 19 i wkrótce, oprócz aktu ślubu, trzymał w rękach kartę powołania do wojska. Zapewne nieco znudzona samotnością, ale też skuszona hasłami propagandowymi młoda żona podjęła pracę w fabryce samolotów Radio Plane Company, gdzie zajmowała się lakierowaniem skrzydeł maszyn. „To była najcięższa praca, jaką w życiu wykonywałam. Kadłub i różne inne części samolotów, które dziś są metalowe, robiono wtedy z materiału, a my malowaliśmy ten materiał substancją usztywniającą. Nie natryskiwaliśmy jej, tylko malowaliśmy pędzlami, to było strasznie męczące i trudne. (...) Bardzo ciężko jest robić coś takiego przez osiem godzin dziennie. Inni robotnicy pracowali dwanaście godzin, ale ja tylko osiem, bo byłam nieletnia" – wspominała przyszła gwiazda. Nic też dziwnego, że gdy w fabryce pojawiła się wojskowa ekipa filmowa kręcąca tam propagandowy dokument, a wraz z nią młody kapral fotograf David Conover, Norma bez większych oporów dała się namówić na sesję zdjęciową. Kiedy wojna dobiegła końca, końca dobiegło również małżeństwo państwa Daugherty. Ona była już cenioną modelką, aż nazbyt często zerkającą z okładek pism dla mężczyzn i rozpoczynającą właśnie karierę filmową. On – młodym weteranem chcącym ułożyć sobie życie na przedmieściach Los Angeles. O charakterze Marilyn – już wkrótce taki pseudonim wymyśliło jej studio filmowe – sporo mówi fakt, że rozwód nastąpił na żądanie Hollywood. Taki był warunek – nikt nie chciał ryzykować angażowania aktorki mogącej zajść w ciążę. Tak czy inaczej między małżonkami nie układało się chyba najlepiej. „Nie mieliśmy sobie nic do powiedzenia" – cynicznie stwierdzała Marilyn. „Absolutnie nie potrafiła podać mężczyźnie dobrego jedzenia" – nieporadnie ripostował Jim.