Ten pierwszy – „Wszystko, co kocham" – spodobał się bardzo i publiczności, i krytykom. Był nawet polskim kandydatem do Oscara. Film „Nieulotne", który wczoraj miał premierę, też zaczyna żywot z impetem, zdobywając nagrodę za zdjęcia Michała Englerta na festiwalu w Sundance. Wyróżnienie zasłużone, bo doceniono największy walor nowego obrazu Jacka Borcucha.
Praca Michała Englerta buduje klimat opowieści, w której skąpana w słońcu i delikatnym wietrze Hiszpania przypomina rajską krainę. Część druga, rozgrywająca się jesienią w Krakowie i Kwidzyniu, to już nasz ziemski padół, pełen trosk i kłopotów. Długimi ujęciami kamery operator świetnie zróżnicował oba te światy.
Biblijne skojarzenia są nieprzypadkowe. Kiedy w pierwszych minutach poznajemy bohaterów filmu – studentów Karinę i Michała, oni są czyści i niewinni. Pojechali do Hiszpanii, by pracować przy zbiorach winogron, ale przede wszystkim przeżywają pierwszą miłość, przekonani, że wszystko, co zdarzy się później, będzie jeszcze piękniejsze. I nagle jedno tragiczne zdarzenie podczas nurkowania sprawi, że trzeba będzie ten raj opuścić.
Dramatyczny zwrot akcji następuje mniej więcej po 30 minutach, gdy widz zdążył się już przyzwyczaić do sielankowo-niespiesznej narracji filmu Jacka Borcucha. Zamiast jednak uruchomienia lawiny zdarzeń, reżyser znów zwalnia tempo, wraca do podobnych ujęć, w których pada niewiele słów, jakby najważniejsze stało się dla niego szukanie odpowiedzi na pytanie: czy da się żyć z poczuciem winy?