Po pierwsze, widać, że film nie powstawał w pośpiechu i że został starannie przemyślany. Krzysztof Komeda-Trzciński uznawany jest za legendę polskiego jazzu. Jego muzyka przyniosła mu w latach 60. sławę na całym świecie i po dziś dzień cieszy się dużym uznaniem. Autorka dotarła do wielu ludzi, którzy znali Krzysztofa Komedę nie tylko jako muzyka. Oddała głos jego szkolnym kolegom, siostrze, reżyserom, z którymi współpracował, muzykom. Różnie go zapamiętali:
- Był rudy i kulawy, a poza tym prawie nic nie mówił – wspomina Andrzej Idon Wojciechowski, muzyk jazzowy. – Nadzwyczaj wrażliwy, choć nie sprawiał takiego wrażenia.
- Wesolutki, zabawny, bardzo przyjacielski i kontaktowy – opowiada Jan Ptaszyn Wróblewski – Nie lubił tylko rozmawiać o swojej muzyce.
Krzysztof Komeda Trzciński urodził się w 1931 r. i dorastał w Poznaniu. Film pokazuje miejsca, które kształtowały jego najwcześniejszą i późniejszą osobowość – jego życiowe dróżki krzyżowały się wokół placu Wolności. Przerwę w poznańskim życiorysie spowodowała okupacja. Jej czas spędził w Częstochowie – cały czas pobierając lekcje muzyki – o co dbała matka, wierząc w talent syna. Pierwszy zespół Komeda założył w Ostrowie Wielkopolskim w liceum. Grupa „1000 taktów" występowała z okazji, na przykład, święta niepodległości albo 1 maja. Do Poznania wrócił na studia medyczne, ale już wtedy muzyka pochłaniała go znacznie bardziej, założył swój zespół wokalno-instrumentalny. Wiosną 1952 roku odbyło się nawet zebranie, na którym został potępiony za propagowanie jazzu.
- Wyglądało to bardzo groźnie – wspomina dawny kolega.