Liberace, Steven Soderbergh i Michael Douglas. Te nazwiska wystarczą, by film stał się oczekiwanym wydarzeniem.
Steven Soderbergh, który 24 lata temu zdobył tu Złotą Palmę za „Seks, kłamstwa i kasety wideo" zapowiedział odejście z kina i „Behind the Candelabra" firmuje telewizyjna stacja HBO. Michael Douglas wraca na ekran po wygranej walce z rakiem. Szczupły, ale szczęśliwy, wśród oklasków i głośnych okrzyków wchodzi po czerwonym dywanie do Festiwalowego Pałacu.
A Liberace? Urodzony w rodzinie włoskiego trębacza i polskiej pianistki (w filmie gra ją Debbie Reynolds!) Pianista Władziu Valentino Liberace do dzisiaj intryguje. Król kiczu, ekscentryczny showman, występujący w strojach nabijanych złotem i futrach o wartości 300 tysięcy dolarów, był jednym z najlepiej opłacanych wykonawców w historii show-biznesu. Miał program w telewizji i 160 fan clubów, sprzedawał miliony płyt. Swoją muzykę nazywał „skrzyżowaniem popu z odrobiną klasyki", a w czasie koncertów stawiał zawsze na fortepianie świecznik.
– Jako dzieciak oglądałem go w telewizji – wspomina w Cannes reżyser Steven Soderbergh. – Byłem zachwycony. Potem zrozumiałem, że to facet o wielkim talencie. Za maskami, jakie na siebie nakładał, krył się genialny pianista, który wymyślił pewną formułę występu na estradzie. Jego obraz we mnie siedział. I pamiętam, że wiele lat temu, w 2000 roku, w Cincinnati, sam nawet nie wiem dlaczego, nagle na planie „Trafficu", spytałem Michaela Douglasa: – Myślałeś kiedyś, żeby zagrać Liberace? – Wtedy to pytanie zaskoczyło mnie. Poznałem Liberace, gdy miałem 12 lat. Przyszedł do nas do domu w Palm Springs. Podjechał rolls-royce'm, ociekał złotem, rzucił mi zaciekawione spojrzenie, teraz wiem, dlaczego – wspomina Michael Douglas. – A kiedy dwa lata temu odebrałem scenariusz filmu, zaraz po chorobie, pomyślałem, że ta rola to najpiękniejszy prezent od losu.